Sztuka tworzenia relacji

Trochę zaniedbana dopomina się o uwagę, bo relacje to fundament naszego życia. Jeśli są niedobre, wyczerpują i niszczą. Dobre karmią, wspierają i dają poczucie spełnienia.

Tekst: Joanna Chmura

Nigdy nie myślałam, że kiedykolwiek napiszę tekst o relacjach. I to nie dlatego, że mam kiepską historię własnych, ale dlatego, że wszelkie teksty, poradniki, książki o relacjach uznawałam za zupełnie nieprzydatne, bo przecież nie ma dwóch takich samych ludzi, relacji czy historii. Ale dziś myślę inaczej. Widzę, że bycie w relacji to sztuka taka sama jak muzyka, malarstwo czy literatura. Bo jak mówi belgijska psychoterapeutka Estherel Perel: „Kiedy wybierasz partnera, to wybierasz historię. Więc jaką historię masz zamiar napisać?”. Swoją drogą słownik w moim komputerze zmienił Perel na Pereł i słusznie, bo ona to trochę taka perła wiedzy i doświadczenia w relacjach. Relacjach nie tylko miłosnych, ale w ogóle relacjach międzyludzkich.

To duża sztuka umieć tworzyć relacje, zmieniać je, kończyć lub rozpoczynać. To jedna z umiejętności przyszłości według prof. Aleksandry Przegalińskiej, ekspertki w zakresie sztucznej inteligencji. To coś, z czym niby się rodzimy i jest nam dane jako umiejętność, ale gdzieś w wyniku wielu niełatwych doświadczeń trochę zamiera, trochę rdzewieje. Jak to się dzieje?

Filtr, przez który patrzymy na otaczający świat

Każdy z nas wyrasta w jakimś środowisku, wśród jakichś przekonań i schematów, które kształtują nas na całe późniejsze lata. I właśnie te przekonania stają się filtrem, przez który patrzymy na świat. W swojej pracy nasłuchałam się wielu „prawd życiowych” w stylu: „Ludziom nie można ufać”, „Faceci są niewierni, a kobiety próżne”, „Przedsiębiorcy kradną, a nauczyciele to nieudacznicy, którzy nie znaleźli pracy nigdzie indziej”. Trudno nam w dzieciństwie rozróżnić, co jest prawdą, a co założeniem, którzy poczynili w wyniku swoich doświadczeń nasi rodzice, dziadkowie, nauczyciele. Dostaliśmy od nich przydatna i prawdziwą wiedzę o tym, że łyżką jemy zupę, że 2 + 2 jest 4, że sąsiadujemy na zachodzie z Niemcami. Kolejną porcję wiedzy o tym, jaki jest świat, też przyjęliśmy, uwierzyliśmy w jedno i drugie, bo przecież po co mieliby nas okłamywać.

A potem już zupełnie nieświadomie, chcąc zjeść zupę, chwytamy za łyżkę, a wchodząc w związek, relacje, aplikujemy te przekonania do codzienności. W wielu przypadkach to drugie nie wnosi nic dobrego, bo na wstępie do relacji romantycznej budujemy dystans lub ostrożność, co przez drugą stronę może być odebrane jako brak zaangażowania. Tamta druga strona nie wie, jak my widzimy świat, ona tylko dostrzega to, że my jesteśmy „daleko”. Na tej podstawie podejmuje decyzje o odejściu i tym samym potwierdza nam lata temu założony filtr: „Nie układa mi się z facetami” albo „Wszyscy faceci są tacy sami i po miesiącu cię zostawią”.

Uwaga! Błąd potwierdzenia

To w sumie jest dość proste, choć bardzo trudne. Ja wchodzę w relacje ze swoim bagażem doświadczeń. On wchodzi ze swoim bagażem doświadczeń. Ja mam swoje przekonania, w które wierzę, no bo jak inaczej. On wierzy w swoje. I teraz w sytuacji nierozwijania samoświadomości jesteśmy skazani na jedną z pułapek psychologicznych, czyli błąd potwierdzania (ang. confirmation bias). To takie zjawisko, w którym poszukujemy wyłącznie zachowań potwierdzających to, w co wierzymy. Na większą skalę ta pułapka objawia się przez dobieranie sobie osób, które będą potwierdzać „zainstalowane w nas wcześniej” sposoby myślenia. Na zewnątrz rozpoznamy to po stwierdzeniach: „Ja to zawsze mam problem z szefami”, „Nie jestem dobrym ojcem”, „Mnie się zawsze trafiają fałszywe przyjaciółki”, „Ja to nie mogę dogadać się z facetami”. Innymi słowy, dobieramy osoby do naszego życia tak, żeby pasowały do koślawego wzorca. A to, owszem, da nam poczucie bezpieczeństwa, bo to, co przewidzieliśmy, się ziszcza, ale jednocześnie nie dajemy sobie szansy poczuć radości, wolności i obfitości.

Wyjściem z tego rodzaju pułapek, a raczej umiejętnością niewchodzenia w te pułapki jest tylko jedno samoświadomość, czyli budowanie wiedzy o sobie samych. Dr Brene Brown z Uniwersytetu w Houston w swoich badaniach nad przywództwem mówi, że nowy rodzaj przywództwa, którego potrzebujemy, czerpie z dwóch sił: świadomości siebie oraz miłości do samych siebie. Niezależnie od tego, czy mówimy o relacji romantycznej, przyjacielskiej, zespołowej czy projektowej. Im więcej wiem o sobie i im więcej mam czułości do siebie, tym jestem lepszym i bardziej transparentnym członkiem relacji.

Bliżej siebie, bliżej innych

Poznawanie siebie to nie jest łatwa podróż, bo w przypadku tożsamości zbudowanej na prawdach życiowych innych osób prędzej czy później przyjdzie taki moment, w którym zwątpimy w ich zasadność. A wtedy poczujemy złość, smutek, żal, że uwierzyliśmy w coś, co dla nich było adekwatne, ale dla nas już nie jest. Często osoby mówią o poczuciu bycia oszukanym i zwiedzionym na manowce, kiedy rozkładają na czynniki pierwsze założenia dotyczące drugiego człowieka, w których wyrośli. Uspokajam zatem czytelników i czytelniczki, że naturalnym elementem własnego rozwoju jest podważenie tego, co było. Problem jest taki, że jeśli zatrzymamy się na tym etapie, to dalsza droga jest usłana goryczą. Ale jeśli zrobimy krok dalej, to czeka na nas brama wyboru. Możemy zdecydować, które z tych przekonań, stereotypów czy schematów działania są jeszcze dla nas adekwatne, potrzebne i pomocne, a które już nie i jesteśmy gotowi je porzucić.

To samo dotyczy rozwoju naszej tożsamości w relacjach w sferze zawodowej. Wchodzimy w zespoły, w których każdy ma swój kosmos doświadczeń, przekonań, stereotypów oraz niezwykle zróżnicowany poziom samoświadomości. Odnalezienie się w takim gąszczu jest działaniem szalenie trudnym. Może też tak być, że nawet jeśli my już zbudowaliśmy pewną wiedzę o sobie, to przyjdzie nam pracować z osobami, które są zupełnie nieświadome tego, jak funkcjonują, a to czyni zadanie budowania relacji jeszcze trudniejszym.

To tak po ludzku jest wyzwaniem, a co dopiero kiedy jesteśmy liderem. Jak to ogarnąć? To jest pytanie za milion. I choć pracuję z biznesem i w biznesie już 15 lat, to co jakiś czas zaskakuje mnie fakt, że istnieją wcale nierzadko relacje, zespoły i firmy, w których ludzie potrafią się dogadywać. Dlaczego mnie to zaskakuje? Bo pułapek czyhających na nas są tysiące:

  • różne osobowości i wartości,
  • odmienne sposoby radzenia sobie z lękiem,
  • różnorakie style komunikacji.

To w sumie daje pełną pulę kombinacji. To nawet jest trochę jak ruletka, na kogo trafisz, na tego bęc.

4xC – model budowania relacji

Przechodząc powoli do tego, co można z tym robić, chcę zaznaczyć od razu, że nie ma prostych rozwiązań ani technik magicznych, a nawet wzorców. Choć kusi nas, żeby laboratoryjnie rozłożyć na składowe zespoły, które odnoszą sukcesy i poprzyglądać się im z lupą, a potem skopiować przepis, to prawdopodobnie nie zadziała. Dlaczego? W każdym zespole kontekst jest inny, składowe różne, a nawet zmieniamy się, pracując w różnych zespołach. To podobnie jak w życiu prywatnym. Ja w relacji z przyjaciółkami jestem trochę inna niż w relacji z rodzeństwem albo w kontakcie z klientem w pracy. Cały czas jestem sobą, ale trochę jak witraż, w innym świetle inaczej siebie wyrażam.

I teraz wracając do relacji dwóch osób, zobaczmy, z czym mamy do czynienia jestem jak wielokrotnie złożona, jest on wielokrotnie złożony, a z tego ja i on mamy stworzyć my. Żeby to wielokrotnie poskładane JA tworzyły piękne MY, potrzebujemy czterech C.

Pierwsze C to cierpliwość.

W toku poznania siebie i poznawania drugiego człowieka potrzebujemy całego zbiornika cierpliwości. Cierpliwość odklejania się od starych sposobów myślenia i działania, bo niezależnie od tego, kiedy wstąpimy na ścieżkę rozwoju własnego (przez terapię, coaching, warsztaty itd.), to przez chwilę będziemy działać po staremu, a dopiero po jakimś czasie w nowy sposób. To samo dotyczy drugiego człowieka. Jeśli wybierzemy się w tę podróż wspólnie, np. na terapii par, niektóre zmiany zaobserwujemy dość szybko, a inne potrwają dłużej, bo wymagają pożegnania się ze starymi przekonaniami, a to pożegnanie trwa. Najtrudniej będzie w parach, w których jedno postanawia rozpocząć tę podróż w głąb siebie, a drugie tego nie chce i co więcej, nie chce towarzyszyć partnerowi partnerce w tej podroży. Wtedy można się rozjechać w wizji dalszego bycia razem. W tych momentach, jak zawsze, możliwie najszybciej trzeba sięgnąć po królową kompetencji komunikację, która pomoże zaktualizować miejsce, w którym jest każdy z nas.

I na tym etapie eksplorowania tematu jestem winna czytelnikom i czytelniczkom zdanie, którego sama nie lubię słuchać: „Może tak być, kiedy jedna strona będzie wprowadzała zmiany, a druga pozostanie w starym miejscu, to pokonanie coraz większego dystansu stanie się niemożliwe. A to me być moment, gdy jedna z osób w relacji po prostu podejmie decyzję o rozstaniu.”

Drugie C to ciekawość

Z ciekawością jest tylko jedno wyzwanie, żeby mogła zadziałać, trzeba wrzucić przynętę. Czyli żebym mogła stać się czegoś ciekawa, muszę o tym choćby jedno słowo usłyszeć. Jak mówi George Loewenstein: „Aby wzbudzić ciekawość na dany temat, potrzeba rozruszać swego rodzaju pompę, czyli wzbudzić w ludziach ciekawość, dzięki której staną się jeszcze bardziej dociekliwi”. Co to dokładnie oznacza w przypadku związków? Dwie rzeczy. Pierwsza, że na początku każdej relacji naturalnie jest o tę ciekawość łatwiej. A druga to taka, że ciekawość można też nauczyć się wzbudzać.

Jak rozpoznać, czy mamy ciekawość w dobrej formie? Po zdaniach: „Ja już wiem, jak on zareaguje”. „Ona i tak się nie zgodzi”. „On tego nie będzie chciał”. „Ona nawet nie zapyta”. Jeśli my już wiemy i nie ma sensu pytać, to powinna się nam zapalić czerwona lampka. Jeśli zamykamy się na drugą stronę i nie dopytujemy ani też sami się nie otwieramy i nie dzielimy tym, co w środku, to trochę jakbyśmy piekli ciasto z przepisu na katastrofę. Tyle tylko, że ciekawość idzie w parze z byciem odsłoniętym (ang. vulnerable), bo żeby zadać pytanie, muszę się wychylić, podobnie jak wtedy, gdy mam na pytanie odpowiedzieć. Dlatego relacje, w których dbamy o zaufanie i otwartość na drugiego człowieka, mają prostą drogę do ciekawości. Nadal trzeba uważać na przewidywalność i rutynę, ale z przyzwoitym poziomem zaufania i wrażliwości łatwo wracać do bycia ciekawym drugiego. Jednocześnie ważne, żeby nie przestawać być ciekawym siebie:

  • Co robię
  • Po co to robię
  • Jak to się stało, jak się znalazłem w tym miejscu
  • Co wywołuje takie konsekwencje

I to jest właściwie nauka w szkole życia, która dobrze rozwijana nigdy się nie skończy. Nawet kiedy już sporo o sobie samych wiemy, nowe okoliczności mogą sprawić, że poznamy siebie lepiej. Żeby zilustrować tę drogę, opowiem wam o sobie.

Jakiś czas temu złamałam w kostce nogę. Prosta kontuzja, która na poziomie zewnętrznym objawiła się sześciotygodniowym okresem chodzenia w gipsie i o kulach, sprawiła, że odkryłam w sobie rzeczy, o których albo zapomniałam, albo nie miałam pojęcia. Proszenie o pomoc nigdy nie było moja mocną stroną, a to wydarzenie zmusiło mnie do wzbudzenia ciekawości właśnie wokół tego tematu. Za każdym razem, kiedy robiło się trudno w tym obszarze, stawiałam sobie następujące pytania:

  • Co w tym jest trudnego?
  • Co czuje, kiedy ktoś mi oferuje pomoc?
  • Czego się obawiam, kiedy mam poprosić o pomoc?
  • Co staje się możliwe, kiedy nie muszę polegać tylko na sobie?
  • Jak sytuacja, w której jestem, wpływa na moje relacje?

Zaledwie kilka pytań zanurzone w ciekawości zdarzenia zabrało mnie w podróż, która przyniosła przyjemne i mniej przyjemne odkrycia. Miłe czy nie miłe, wnosiły w moje życie bardzo dużo i nadal wnoszą. Ważne w budowaniu świadomości siebie jest to, by każde odkrycie, jakie pojawia się na drodze rozwoju, witać z czułością.

Trzecie C to czułość.

Cytując Olgę Tokarczuk, napiszę: „Czułość jest tą najskromniejszą odmianą miłości. To ten jej rodzaj, który nie pojawia się w pismach ani w ewangeliach, nikt na nią nie przysięga, nikt się nie powołuje. Nie ma swoich emblematów ani symboli, nie prowadzi do zbrodni ani zazdrości. Pojawia się tam, gdzie z uwagą i skupieniem zaglądamy w drugi byt, w to, co nie jest ja. Czułość jest potrzebna dla siebie i dla innych. To paliwo potrzebne do wszystkich relacji”.

Czwarte C to czas

Bez niego wszystko to, o czym pisałam wyżej, nie będzie mogło się wydarzyć. Warto się zastanowić, w jakim stylu chcemy budować relacje. A jeśli chodzi o styl, to Gottmanowie, kultowe małżeństwo naukowca i terapeutki, które poświęciło całe swoje życie zawodowe przyglądaniu się temu, jak funkcjonują zdrowe i niezdrowe związki, mają dla nas piękne wskazówki. Zaczerpnę jedną z nich, która jest niejako fundamentem budowania relacji.
Czas ten wspólny, ten razem, ten, w którym będzie o tym, co najważniejsze, czyli o nas. W codzienności tak łatwo przeznaczyć czas na wiele rzeczy, które są na dany moment ważniejsze niż my. To tak jak ze zdrowiem. Nie dbamy o nie jakoś specjalnie, ale kiedy pojawia się choroba, to wszystkie ręce na pokład. Profilaktyka mogłaby zapobiec pojawieniu się choroby, ale wtedy jest już za późno. Podobnie jest ze związkiem. Wspólny czas:

  • daje szansę na profilaktykę,
  • daje możliwość na aktualizowanie siebie dla siebie,
  • rodzi przestrzeń na ciekawość,
  • daje sposobność do wspólnych doświadczeń,
  • jest kluczowy do prowadzenia rozmowy.

Kiedy się nie spieszymy, to łatwiej być cierpliwym. Łatwiej rozwijać mięsień cierpliwości, który przyda się. Kiedy wspólnie będziemy iść przez życie. Na tej drodze tak łatwo jest zagubić siebie i naszego partnera. A jak mówi afrykańskie przysłowie: jeśli chcesz iść szybko, idź sam, jeśli chcesz zajść daleko, weź kogoś ze sobą. Życzę nam wszystkim z całego serca, żebyśmy w relacjach, na których nam zależy, zaszli naprawdę daleko.

Joanna Chmura

Psycholog, trener i coach PCC ICF. Specjalizuje się w tematyce wstydu, odwagi oraz radzenia sobie z porażkami.

Magazyn Coaching, grudzień 2021 – luty 2022.

Dlaczego powinienem badać swoje jądra?

Zaleca się, aby wszyscy mężczyźni powyżej 15 roku życia raz w miesiącu badali jądra po to, aby móc wykryć wczesne oznaki raka jądra.

Rak jądra jest najczęstszym nowotworem dotykającym mężczyzn w wieku od 15 do 35 lat.

Najczęstszym objawem, na który należy zwrócić uwagę, jest bezbolesny guzek w jądrze.

W celu wczesnego wykrycia raka jądra zachęca się mężczyzn do nauczenia się samodzielnego badania jąder i porozmawiania z lekarzem, jeśli w okolicy jąder pojawi się podejrzany guzek, obrzęk lub ból.

Wczesne zdiagnozowanie raka jądra zwiększa drastycznie szanse na wyleczenie. Dlatego wyrób sobie nawyk regularnego badania moszny!

Jak badać jądra?

1. Badanie możesz wykonać pod prysznicem lub po kąpieli, ponieważ drobne szczegóły najłatwiej wyczuć, gdy moszna jest ciepła.

2. Wykonaj badanie w pozycji stojącej. Nasmaruj mosznę niewielką ilością mydła w płynie lub oliwki dla dzieci, aby jeszcze łatwiej było wyczuć małe struktury.

3. Przytrzymaj mosznę jedną ręką i użyj kciuka, palca wskazującego i palca środkowego drugiej ręki do zbadania jąder. Możesz także użyć kciuków i palców wskazujących obu dłoni, aby wyczuć jądro z dwóch stron.

4. Zacznij od badania jednego jądra. Zwróć uwagę na wszelkie guzki pod opuszkami palców i ściśnij jądro z nieco zwiększonym naciskiem, aby wyczuć ewentualne guzki w środku jądra.

5. W taki sam sposób powtórz badanie drugiego jądra.

6. Zakończ samobadanie jąder, dotykając całej moszny.

Jak wyczuwamy normalne i zdrowe jądra?

Powierzchnia jądra powinna być równa i gładka, a jądro powinno być stosunkowo miękkie podczas ściskania.

Jądra mogą mieć różne rozmiary Często lewe jądro jest nieco większe. Może też być umiejscowione trochę wyżej. To jest całkowicie normalne.

Na jakie zmiany powinienem uważać?

To, na co powinieneś zwrócić uwagę, to:

  • Jeśli jedno jądro jest twardsze od drugiego.
  • Jeśli znajdziesz guzek na lub w jądrze.
  • Jeśli jedno jądro stało się duże i spuchnięte.
  • Nieregularności (dołki, wgłębienia) w jądrze.
  • Tkliwość lub ból jądra lub moszny.

Zdecydowana większość zmian w jądrach i najądrzach jest nieszkodliwa. Mogą to być na przykład: torbiel nasienna (spermatocele), wodniak jądra i powrózka nasiennego (hydrocele testis), żylaki powrózka nasiennego, zapalenie jądra i najądrza.

Więc jeśli znajdziesz guzek lub obrzęk w mosznie, nie musi to być rak jądra!

Najlepiej jednak, jak najszybciej umówić się na wizytę u lekarza rodzinnego lub urologa.

Terapia morzem

Woda morska, nadmorski aerozol, algi i sól morska od tysięcy lat uznawane są za doskonały środek regenerujący. O to jakie, terapeutyczne właściwości ma morze, zapytaliśmy ekspertkę.

Z kosmetolog Iwoną Jakubiak rozmawia Anna Komorowska

Czym jest talasoterapia?

Talasoterapia, czyli terapia morzem (gr. thalasso znaczy „morze”) wykorzystuje prozdrowotne właściwości nadmorskiego klimatu, soli, błota morskiego i alg. Samoistne oddziaływanie czynników terapii thalasso rozpoczyna się w czasie przebywania nad morzem, a wywoływane jest przez zjonizowane, nasycone jodem powietrze, wodę, piasek i klimat morski. Czynnikiem terapeutycznym jest też sam kontakt z morzem, które pobudza wszystkie zmysły: dotyk (piasek, muszle, morskie kamienie), smak (słonej wody morskiej), węch (zapach bryzy), słuch (szum morskich fal) i wzrok (kontemplacja przyrody). Woda morska zawiera aż 104 mikroelementy i minerały, identyczne z tymi, które znajdują się w plazmie krwi człowieka. Kąpiele morskie pobudzają krążenie, aktywizują przemianę materii w komórkach, przyspieszają usuwanie toksyn z organizmu. Skóra nasycona wodą morską długo zachowuje elastyczność i wilgotność.

Jakie są wskazania do tego typu terapii? W przypadku jakich dolegliwości jest pomocna?

Kąpiele morskie są prawdziwym dobrodziejstwem dla całego organizmu. Czyste powietrze i aerozole wody morskiej mają pozytywny wpływ na drogi oddechowe. Ponadto aerozole powodują upłynnienie zalegającego śluzu i wydzieliny w drogach oddechowych, co pobudza nabłonek rzęskowy i zwiększa odkrztuszanie. W dni z wiatrem wiejącym od morza przebywanie na plaży jest zalecane osobom z astmą i innymi chorobami układu oddechowego. Podczas spacerów najpierw należy kierować się w stronę wiatru, następnie iść z wiatrem. Takie wędrówki zawsze są korzystne, bez względu na warunki atmosferyczne. Natomiast kąpiele morskie, odpowiednio dawkowane, a także łączone z systematycznymi spacerami brzegiem morza, skutecznie hartują organizm. Pobudzają korę nadnerczy i mobilizują siły obronne ustroju. Odpowiednio dawkowane kąpiele w morzu są pomocne w leczeniu przewlekłego nieżytu oskrzeli, niskiego ciśnienia krwi i niektórych chorób skóry, w tym łuszczycy, trądziku i egzemy. Należy pamiętać, że kąpiel w Bałtyku stanowi zabieg wodoleczniczy zaliczany do terapii z grupy zimnych zabiegów o maksymalnej sile działania bodźcowego, gdyż woda zazwyczaj nie przekracza temperatury 16-17 stopni C i rzadko osiąga 20 stopni Celsjusza. W związku z tym kąpiele w wodzie morskiej wymagają przemyślanego dawkowania. Lecznicze właściwości ma też obecna w wodzie morskiej oraz bryzie sól. Zawiera dużo potasu, magnezu, wapnia i innych pierwiastków. Najlepiej działa sól z Morza Martwego, która znana jest ze swego dobroczynnego wpływu na skórę. Sprawdza się w leczeniu grzybic, łuszczyc, alergii i stanów zapalnych.

To metoda dla każdego czy istnieją jakieś przeciwwskazania?

Przeciwwskazania do talasoterapii to:

  • uczulenie na światło,
  • zaburzenia psychiczne,
  • padaczka fotogenna,
  • choroby nerek,
  • nadczynność tarczycy,
  • zapalenie korzonków.

W talasoterapii wykorzystywany jest nie tylko morski klimat, wdychany jod, sól czy woda, ale też glony, algi, muł, masa perłowa, a nawet piasek i błoto. Jaka jest ich lecznicza moc i do jakich zabiegów są używane?

Algi, czyli wodorosty morskie, są skarbnicą soli mineralnych. Dzięki zawartości tokoferolu, kwasu askorbinowego i beta-karotenu glony wykazują silne działanie antyrodnikowe, co spowalnia starzenie się skóry. Dlatego algi stały się ulubionym surowcem w gabinetach kosmetycznych. Na algach opiera się wiele zabiegów na twarz i ciało. Są zwykle poprzedzone peelingiem, wykonanym np. solą morską. Aplikowane zewnętrznie algi działają na skórę nawilżająco, tonizująco, oczyszczająco, wspomagają ukrwienie i redukują zbędne pokłady tłuszczu w tkance podskórnej, likwidują cellulit. Zimne okłady z żelu algowego łagodzą obrzęki stóp i ich zmęczenie. Zaś terapia błotem kosmetycznym z Morza Martwego odtruwa skórę, oczyszcza z martwych komórek naskórka, remineralizuje skórę i poprawia jej ukrwienie. Stosowane jest w zabiegach antycellulitowych i modelujących ciało. Znajduje też zastosowanie we wspomaganiu leczenia dokuczliwych schorzeń skóry: trądziku, wyprysków, łojotoku i łupieżu, łuszczycy, grzybic, atopowego zapalenia skóry oraz schorzeń stawów.
Podobno stosuje się także rybią ikrę… Do czego?

Kawior, czyli solona ikra ryb pochodząca głównie z Morza Kaspijskiego i Morza Czarnego, zawiera białka, aminokwasy, witaminy i sole mineralne. Kawior wykorzystywany jest w kosmetykach do pielęgnacji twarzy i ciała. Stosowany jest przede wszystkim w zabiegach anti-aging. Kawior jest składnikiem luksusowych linii kosmetycznych.

Czy możemy samodzielnie wykonać taki kosmetyczny zabieg? Na przykład będąc nad morzem, zrobić sobie błotną maseczkę i poleżeć z nią na plaży?

Okładania się piaskiem nie polecam, ale wiele firm kosmetycznych produkuje kosmetyki z dodatkiem surowców morskich: alg, soli morskiej i błota morskiego. Z taką maseczką można sobie poleżeć na plaży. Dla osób, które nie mogą sobie pozwolić na nadmorski urlop, w wielu miastach powstały ośrodki talasoterapii. W ofercie takich miejsc znajdują się kąpiele w basenach z morską wodą, a także szereg zabiegów z wykorzystaniem morskich surowców. Wykonują je odpowiednio wykwalifikowani terapeuci: kosmetolodzy, fizjoterapeuci, terapeuci SPA.

Iwona Jakubiak – kosmetolog, specjalistka zdrowia publicznego, ukończyła Uniwersytet Medyczny w Łodzi. Wykłada, doradza i publikuje w fachowych magazynach. Prowadzi bloga http://www.gabinetzdrowiaiurody.blogspot.com. Szczególne obszary jej zainteresowań to kosmetologia estetyczna, medycyna naturalna i medycyna anti-aging.

Świat Zdrowia, Kwiecień 2023, Nr 3.

Uwolnij się z pułapki negatywnego myślenia

Z jednej strony za chorobę XXI wieku uważa się syndrom FOMO (z ang. fear of missing out), kiedy osoba odczuwa przeraźliwy lęk przed tym, że ominie ją jakaś ważna informacja, z drugiej strony natłok złych wiadomości wpędza nas w pętlę negatywnego myślenia. Jak nie wpaść w błędne koło?

Z psychoterapeutką Katarzyną Kucewicz rozmawia Anna Komorowska

Kiedy wokół nas dzieje się coś ważnego, mamy potrzebę zbierania informacji, by móc adekwatnie reagować i planować następne kroki. To daje poczucie bezpieczeństwa. To źle, że chcemy być na bieżąco?

Oczywiście zbieranie informacji jest istotne, abyśmy czuli się stabilnie i bezpiecznie, sęk w tym, by po pierwsze czytać wiarygodne źródła, a po drugie utrzymywać pewną higienę procesu zbierania informacji.

Czyli?

Na przykład ustalić sobie pewne limity czasowe. Bo wielogodzinne surfowanie po sieci i wchodzenie na podejrzane strony nie tylko może nas zdezorientować, ale też narazić na różnego rodzaju cyberoszustwa. Niestety wiele osób wsiąka w poszukiwanie informacji, żeby się uspokoić, a działa to odwrotnie. Zgłębianie danego problemu, pochłonięcie nim generuje przeważnie jeszcze więcej stresu i napięcia.

Ostatnimi czasy zalewa nas fala złych wieści – zmiany klimatyczne, pandemia, wojna, inflacja, fake newsy… Jakie mogą być konsekwencje przebodźcowania negatywnymi informacjami?

Te kryzysy globalne przeplatają się z naszymi osobistymi, codziennymi kłopotami i jest to mieszanka dla niektórych osób bardzo groźna. Przebodźcowani, wystraszeni, stajemy się mniej radośni, szybciej się męczymy, obniżają się nasze wyniki w pracy, gorzej nam się żyje, tak jakbyśmy nieśli na barkach plecak wypełniony kamieniami. Ów plecak jest jeszcze cięższy, jeśli przy całym przebodźcowaniu nie potrafimy o siebie dbać, nie znamy pomocnych metod relaksacji, nie fundujemy sobie małych przyjemności. To zawsze było ważne, ale w trudnych czasach tym bardziej należy się każdemu z nas choćby odrobina dobra i radości. To nie muszą być dwutygodniowe wakacje w Egipcie, mówię o codziennych przyjemnościach, które równoważą przebodźcowanie, takich jak głaskanie kota, spacer, rozmowa z przyjaciółką.

Czy w swoim gabinecie spotyka pani pacjentów, którzy wpadli w pętlę negatywnego myślenia spowodowanego natłokiem złych wiadomości? Czy ich liczba wzrosła w ostatnim czasie?

Przeważnie ludzie, którzy korzystają z mojej pomocy, prezentują taką pętlę negatywnego myślenia. W ostatnim czasie więcej osób mówi jednak o tym, że przytłacza je to, co się dzieje na świecie, i niestabilność wywołana kryzysami światowymi. Ludzie zaczynają więcej mówić o tym, że świat jest miejscem nieprzewidywalnym, że nie wiadomo co nas jeszcze spotka. Dla wielu osób wstrząsające było to, że ledwo skończyła się pandemia, a zaczęła wojna. Nie było nawet roku oddechu i ta mnogość stresu mogła się przyczynić do pogorszenia stanu psychicznego, częstszego doświadczania depresyjności czy zaburzeń lękowych. Moim zdaniem to, co najbardziej ludzi przytłacza, to nie faktyczna sytuacja, tylko wyobrażenia – że będzie jeszcze gorzej.

Jak bronić się przed nadmiarem negatywnych bodźców i fake newsów?

Jeśli chcemy być na bieżąco i śledzić informacje, dobrym pomysłem jest słuchanie ekspertów zajmujących się danym problemem a nie celebrytów czy przypadkowych „znawców”, np. influencerów. To może uchronić na od szumu informacyjnego i związanego z nim zagubienia.

Jeśli czujemy potrzebę badania otaczającego nas świata – co jest przecież czymś naturalnym – dobrze to robić w sposób kontrolowany. Jak optymalnie korzystać z treści informacyjnych?

Żyjemy w czasach, w których mamy dostęp do szerokiej puli informacji i nie jest łatwo z całego gąszczu newsów wyciągnąć te najbardziej wiarygodne, rzetelne. Dlatego zawsze polecam, by trzymać się tylko zaufanych źródeł i oglądać czy czytać je tylko w określonych porach dnia. Człowiek, który od rana do wieczora śledzi kanały informacyjne, po kilku dniach zaczyna odczuwać przygnębienie, wypalenie i rozdrażnienie, bo poziom napięcia staje się nieznośny. Dlatego dobrze jest dawkować sobie informacje.

Jakie „dawki” pani zaleca?

Takie, jakie są dla naszego organizmu przyswajalne. Dla jednej osoby będzie to godzina dziennie, dla innej godzina na tydzień, Są ludzie, którzy mogą słuchać dużo wiadomości, bo to w nich emocjonalnie nie wsiąka, są też tacy, którzy bardzo chłoną wszelkie newsy, przeżywają je, śnią o nich, nie mogą się oderwać. Tym drugim szczególnie zalecam limitowanie śledzenia newsów. Warto wiedzieć, co się dzieje na świecie, ale ta wiedza nie musi być szczegółowa, pamiętajmy, że w ten sposób chronimy nasze zdrowie psychiczne.

Jakie działania będą najlepszym sposobem na wyrwanie się z pułapki negatywnego myślenia?

Jeśli dopadają nas negatywne myśli, możemy próbować odwracać od nich uwagę, rozplanowując sobie dokładnie każdy dzień, łącznie z godzinami przeznaczonymi na relaks. To ważne, aby nauczyć się odpoczywać, czerpać przyjemność z małych rzeczy, jak poranna gimnastyka czy filiżanka kakao. Oddawać się przyjemnościom bez poczucia winy, że nie robimy coś produktywnego. Czasem najlepsze na stres wywołany negatywnymi wydarzeniami na świecie jest po prostu działanie – wolontariat, pomoc charytatywna, udzielanie się społecznie. Natomiast warto też wspomnieć, że stresy tego kalibru mogą popychać nas do szukania drogi na skróty, takich jak używki psychoaktywne czy kompulsywne zachowania – zdecydowanie radzę, by unikać tego typu rozwiązań w celu regulacji emocji.

Dziękuję za rozmowę.

Katarzyna Kucewicz – psycholożka, psychoterapeutka, autorka czterech poradników psychologicznych i setek artykułów eksperckich. Prowadzi prywatną praktykę w Warszawie oraz profil psychoedukacyjny na Instagramie @psycholog_na _insta.

Świat Zdrowia, Kwiecień 2023, Nr 3.

Twoja obecność jest wsparciem

Jak rozmawiać i postępować z osobą walczącą z ciężką chorobą by jej nie zranić, lecz dodać otuchy?

Na wieść o chorobie bliskiej i ważnej osoby ludzie reagują w różny sposób. Niekiedy starają się nadmiernie pocieszać i składać obietnice, że wszystko będzie dobrze, a przecież nie wiedzą, jak w rzeczywistości będzie przebiegała choroba. Mogą poczuć też przytłaczającą bezsilność. Czasami unikają kontaktu z chorym, ponieważ nie wiedzą, jak rozmawiać i zachować się w takiej sytuacji.

Fazy, przez które przechodzi chory

I etap – otrzymanie diagnozy – pojawia się szok, niedowierzanie, utrata gruntu pod nogami, zaprzeczanie i w końcu poszukiwanie metod leczenia.

II etap – leczenie – oswojenie z chorobą, zmienne samopoczucie, odczuwanie skutków leczenia, cierpienie związane z bólem.

III etap – remisja – zanikają objawy, lecz pojawia się stres i niepewność, czy przyjdzie nawrót.

IV etap – nawrót – ponowna walka z chorobą, przychodzi zwątpienie w pełny powrót do zdrowia.

V etap – stan terminalny – chory jest bardzo osłabiony, są to ostatnie chwile przed odejściem.

Odpowiednie wsparcie

Fazy te będą charakteryzowały się przeróżnymi sytuacjami. Na każdym etapie wsparcie okazywane choremu będzie wyglądało inaczej, bo osoba przeżywająca chorobę będzie doświadczała odmiennych stanów zarówno emocjonalnych, jak i zdrowotnych.

Trzeba mieć świadomość, że w przeżywaniu niedyspozycji zdrowotnej pojawia się mieszanka myśli, emocji i zachowań. Nie tylko u chorującego, ale też u wspierającego w chorobie.

Efektywna pomoc to odczytywanie również swoich stanów, możliwości i ograniczeń. To pozwolenie sobie na przeżywanie i zauważanie u siebie obciążenia związanego ze wspieraniem osoby chorej i opieką nad nią. Pomagający muszą dbać o chorego, ale też o siebie. Trzeba zadać sobie pytanie, ile mogę znieść bólu, cierpienia i mieć siły, by radzić sobie w takiej sytuacji. Stąd należy skoncentrować się na swoich uczuciach. Dbać o swój pozytywny nastrój, który też będzie udzielał się choremu. Bez wyrzutów sumienia i obwiniania się należy odpoczywać czy relaksować się.

Pomagaj spokojnie

Jeśli chorujący potrzebuje wsparcia specjalistycznego – hospicjum czy domu starości – to nie obwiniaj się o nieumiejętność zapewnienia mu opieki w domu. Kiedy trzeba będzie skorzystać z placówki opiekuńczo-leczniczej, pamiętaj o odwiedzinach i podtrzymywaniu relacji z chorym. Zwróć uwagę na to, że chorujący może lękać się o ciebie. Bać się, jak sobie poradzisz, jeśli odejdzie.

Jeśli chory wymaga twojego wsparcia fizycznego, to zanim cokolwiek zrobisz, najpierw poinformuj o czynnościach, które chcesz wykonać. Pomagaj spokojnie bez gwałtownych ruchów. Jeśli jesteś przy osobie, która odchodzi, pozwól jej umrzeć w spokoju – człowiek ma do tego prawo.

Wspierając, pamiętaj o tych podstawach:

  1. Naucz się być – twoja obecność jest ogromnym wsparciem dla chorego człowieka. To ważne, żeby posiedzieć razem, wypić herbatę czy popatrzeć w niebo. Wydawać by się mogło, że chorujący potrzebuje specjalnych słów i gestów, by poczuć się lepiej, ale to sama obecność jest często najcenniejsza.
  2. Bądź autentyczny – wydaje się nam, że mamy być niezłomnie silni, nie okazywać, że się martwimy, czujemy strach przed stratą, śmiercią. Ale po co udawać? Przecież często wystarczy szczera rozmowa. Można powiedzieć: boję się, że cię stracę, można popłakać wspólnie z chorym. Takie podejście jest naturalne.
  3. Słuchaj – nie bój się pytać i słuchaj uważnie. Nie chodzi o pytanie kilka razy dziennie, jak chory się czuje, lecz rozsądne inicjowanie i prowadzenie rozmowy.
  4. Dbaj o siebie – choroba innych jest ciężkim wyzwaniem dla osób wpierających, stąd należy skierować uwagę również na siebie, by mieć energię do życia i pomocy. Jeśli sami podupadniemy na siłach, trudno będzie okazać realne wsparcie drugiemu człowiekowi. Kiedy poczujemy, że nie dajemy rady, to też powinniśmy poszukać specjalistycznego wsparcia.
  5. Pomagaj, lecz pytaj, w czym możesz pomóc. Nie narzucaj się i nie wyręczaj, lecz uzgadniaj, co zrobisz ty, a co zrobi chorujący.
  6. Zanim będziesz rozpowiadać o czyjejś chorobie, spytaj, czy chorujący sobie tego życzy.
  7. Unikaj złotych rad. Często mylnie sądzimy, że wiemy, co będzie najlepsze dla drugiego człowieka. Pozwól chorującemu na autonomiczność w podejmowaniu decyzji.
  8. Rozmawiaj o śmierci. To część życia, tak samo jak narodziny.
  9. Płacz i pozwalaj chorującemu na łzy. Płacz ma moc terapeutyczną, oczyszczającą.

Dr Malwina Socha, psychoterapeuta, Świat Zdrowia, Kwiecień 2023, Nr 3.

Diagnoza: alergia

Czy alergia może wystąpić w każdym wieku? Jaką rolę odgrywają predyspozycje genetyczne? Czy można skutecznie leczyć alergię? Na te i inne pytania odpowiada specjalista. Z prof.dr hab.n.med. Zbigniewem Bartuzim rozmawia Maja Erdmann

Na czym polega mechanizm powstawania alergii dróg oddechowych?

Alergia to dolegliwość polegająca na nadmiernej reakcji organizmu przy kontakcie z alergenami, czyli czynnikami wywołującymi reakcję, występującymi w otoczeniu człowieka – roztoczami, bakteriami, wirusami, środkami chemicznymi, pokarmami, lekami…

Alergia jest chorobą ogólnoustrojową i może dotyczyć każdego narządu i układu człowieka, w tym bardzo często układu oddechowego. Mechanizm powstawania alergii dróg oddechowych jest bardzo złożony – bierze w nim udział układ immunologiczny, szereg komórek, przeciwciał, interleukin itd. Ta nadmierna reakcja na alergeny może prowadzić do przewlekłego stanu zapalnego nazywanego zapaleniem alergicznym, którego konsekwencją są m.in. choroby alergiczne układu oddechowego, takie jak alergiczny nieżyt nosa czy astma oskrzelowa.

Statystyki mówią, że alergia coraz częściej jest diagnozowana u dzieci i dorosłych. Dlaczego tak się dzieje?

Choroby alergiczne występują w każdym wieku. W grupach wiekowych do 10. roku życia choroba alergiczna jest diagnozowana nawet u 60 proc. populacji, a w starszych grupach wiekowych – u 20-30 proc. osób. Alergia jest chorobą ogólnoustrojową i często u jednego pacjenta obejmuje kilka narządów.

Najczęstszymi chorobami alergicznymi w populacji polskiej są:

  • alergiczny nieżyt nosa i spojówek,
  • astma oskrzelowa,
  • alergie skórne, takie jak atopowe zapalenie skóry, pokrzywka itp.

W ostatnich latach ośrodki epidemiologiczne na całym świecie notują niebywały wzrost występowania alergii pokarmowych, a także – co jest szczególnie niepokojące – najbardziej groźnej formy alergii, czyli wstrząsu anafilaktycznego. Dodam, że w Europie liczba alergików pokarmowych zwiększyła się w ciągu ostatnich 10 lat dwukrotnie, a liczba pacjentów trafiających na szpitalne oddziały ratunkowe z powodu niepożądanych reakcji pokarmowych wzrosła siedmiokrotnie.

Czy z czasem będziemy bardziej narażeni na różnego rodzaju alergie?

Niestety, dane dostarczane przez ośrodki  epidemiologiczne w Europie i na świecie wskazują, że ten niekorzystny, wzrostowy trend będzie dominował w przyszłości. Sugeruje się, że w roku 2026 połowa populacji europejskiej będzie cierpiała na jakieś formy alergii.

Przyczyny tego niekorzystnego zjawiska są wielorakie, z całą pewnością należą do nich: westernizacja naszego życia, zanieczyszczenie powietrza, wody, gleby, powszechne stosowanie antybiotyków, również w produkcji zwierzęcej, powszechne stosowanie dodatków do pokarmów, czyli konserwantów, poprawiaczy smaku, emulgatorów.

Nie ma alergii bez alergenu. Zatem najważniejsze jest ustalanie czynnika powodującego alergię i jego eliminacja z otoczenia lub diety.

Alergikiem można się stać w każdym momencie życia?

Oczywiście, że tak. Alergia może wystąpić w każdym wieku. Pierwsze objawy alergii obserwujemy zarówno u noworodków, jak i u osób w wieku podeszłym i starczym.

Jeżeli rodzice są alergikami, to czy dziecko jest bardziej narażone na wystąpienie alergii?

Predyspozycje genetyczne odgrywają ważną rolę, choć do wystąpienia samej choroby alergicznej potrzeba koincydencji szeregu innych czynników. Udowodniono, że jeżeli jedno z rodziców ma alergię, to ryzyko wystąpienia alergii u dziecka wynosi 40 proc. A jeśli alergię ma dwoje rodziców, to ryzyko takie sięga już 80 proc., co nie znaczy, że tak musi się stać. Ogromne znaczenie mają tzw. czynniki środowiskowe.

Jakie są pierwsze objawy alergii dróg oddechowych? Kiedy zgłosić się do lekarza?

Alergia może dotyczyć zarówno górnych, jak i dolnych dróg oddechowych. W przypadku tych pierwszych świąd i łzawienie oczu, zwłaszcza w okresie pylenia roślin uczulających, powinny skłonić nas do konsultacji specjalistycznych. Przedłużający się kaszel, duszność, spadek wydolności oddechowej, chrypka to objawy, które powinniśmy zgłosić lekarzowi.

Jak pacjentowi może pomóc alergolog?

W większości problemów związanych z alergią o właściwym postępowaniu decyduje odpowiednio dobrana diagnostyka i określenie czynnika przyczynowego. Zatem postawienie diagnozy, dobór odpowiedniego leczenia, edukacja i profilaktyka to te korzyści, których możemy oczekiwać od specjalisty alergologa.

Czy można się leczyć na własną rękę?

Z całą pewnością nie. Trzeba pamiętać, że alergia jest zwykle chorobą przewlekłą, związaną z toczącym się stanem zapalnym. Tak się dzieje np. w astmie oskrzelowej. Odpowiednia kontrola choroby, dobranie skutecznych leków, ich właściwe dawkowanie leżą w kompetencjach specjalisty.

Zaniedbania w tym zakresie grożą poważnymi, często nieodwracalnymi konsekwencjami.

Załóżmy, że usłyszeliśmy diagnozę, na czym polega dalsze leczenie? Na ile jest ono skuteczne?

W alergologii przyjęty jest paradygmat – nie ma alergii bez alergenu. Zatem najważniejsze jest ustalenie czynnika powodującego alergię i jego eliminacja z otoczenia lub diety.

W przypadku nadwrażliwości na pyłki roślin, alergeny kurzu domowego, sierść kota, jady owadów błonkoskrzydłych stosujemy immunoterapię. Jest to forma odczulania chorego dająca dużą szansę na pozbycie się lub złagodzenie objawów nadwrażliwości.

W przypadku astmy, alergicznego nieżytu nosa i spojówek, pokrzywki, atopowego zapalenia skóry stosujemy, w zależności od stopnia zaawansowania choroby, m.in. leki antyhistaminowe, steroidowe, antyleukotrienowe.

Trzeba pamiętać, że osoby zagrożone wstrząsem anafilaktycznym (alergia pokarmowa, alergia na leki czy na jady owadów) należy koniecznie zaopatrzyć w adrenalinę.

W przypadku ciężkich, przewlekłych chorób alergicznych od kilkunastu lat stosujemy tzw. leki biologiczne. Są to przeciwciała monoklonalne, które podawane w formie iniekcji pozwalają osiągnąć spektakularne ustąpienie objawów choroby. W klinice, którą prowadzę, tę formę terapii stosujemy z bardzo dobrym efektem u chorych z ciężką astmą, atopowym zapaleniem skóry, pokrzywką, zapaleniem zatok z polipami.

Prof.dr hab.n.med. Zbigniew Bartuzi – alergolog i gastroenterolog, kierownik Katedry i Kliniki Alergologii, Immunologii Klinicznej i Chorób Wewnętrznych Collegium Medicum Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu

„Diagnoza: alergia”, Świat Zdrowia, Kwiecień 2023, Nr 3.

Czy to depresja?

Depresja to zaburzenie zdrowia psychicznego, które najczęściej cechuje uporczywy smutek i niemożność odczuwania przyjemności. Niestety nie wszystkie postacie kliniczne depresji mają taki sam przebieg i objawy. Często choroba przebiega w sposób atypowy.

Co ciekawe, z wieloma niecharakterystycznymi symptomami pacjent zgłasza się do swojego lekarza rodzinnego, internisty czy pediatry.

Bardzo częstym objawem towarzyszącym depresji są zaburzenia snu, uczucie ciągłego zmęczenia, wyczerpania – nawet po wypoczynku nocnym, szeroka gama dolegliwości pseudosomatycznych: bóle głowy, brzucha lub dolegliwości stenokardialne – z często dość charakterystycznym uczuciem ciężaru w klatce piersiowej w okolicy mostka, czy różnego rodzaju neuralgie bez wyraźnej przyczyny somatycznej.

W przebiegu depresji czasami obserwujemy również wahania masy ciała, nadmierny apetyt lub jego brak.

Według Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) depresja stanowi główną przyczynę niesprawności i niezdolności do pracy. Obecnie, rozpatrując przyczyny depresji, często korzysta się z tzw. modelu biopsychospołecznego.  W etiologii depresji uwzględnia on: czynniki biologiczne (np. genetyczne, zmiany poziomu neuroprzekaźników w mózgu, choroby przewlekłe, uzależnienia), czynniki psychologiczne (np. stresujące wydarzenia, relacje z ludźmi), czynniki społeczne i kulturowe (np. poczucie samotności, sytuacja zawodowa i materialna).

Pamiętajmy jednak o złotej zasadzie: depresję można rozpoznać dopiero po wykonaniu wielu badań wykluczających podłoże somatyczne zgłaszanych przez pacjenta objawów.

Dr n.med. Wojciech Leo, Internista Przychodni Lekarskiej Świat Zdrowia, Centrum Medycznego Remedium w Łodzi, Świat Zdrowia, Kwiecień 2023.

Mądre wybory kliniczne

Mądre wybory kliniczne to rezygnacja z takich procedur medycznych które nie przynoszą korzyści pacjentowi.

Medykalizacja problemów zdrowotnych pacjentów (nadużywanie przez lekarzy rozpoznawania diagnoz medycznych) i nadmierne leczenie zwracają coraz większą uwagę ze względu na rosnące koszty opieki zdrowotnej w krajach wysoko rozwiniętych.

Dokładne obliczenia przeprowadzone w USA pokazują, że 20-30 procent wydatków na ochronę zdrowia przeznaczana jest na działania, które nie przynoszą korzyści dla pacjentów.

Oprócz rosnących kosztów, nadmierna diagnostyka i nadmierne leczenie – tak zwana „low-value care” (opieka o niskiej wartości) – prowadzą do zwiększenia ryzyka uszczerbku na zdrowiu pacjenta.

Madry wybór

„Choosing wisely” („Wybierać mądrze”) to międzynarodowa kampania, której celem jest identyfikacja procedur medycznych które nie przynoszą pacjentom korzyści zdrowotnych.

Kampania została zapoczątkowana przez American Board of Internal Medicine w 2012 roku i obecnie obejmuje ponad 20 krajów. W Stanach Zjednoczonych kampania zyskała szybką i szeroką akceptację i już po pięciu latach dołączyło do niej 80 amerykańskich stowarzyszeń specjalistycznych.

Kampania jest postrzegana jako zasadna – zdecydowana większość ankietowanych lekarzy ma wysokie lub bardzo wysokie zaufanie do zaleceń kampanii.

Lista 5 najważniejszych procedur medycznych bez korzyści dla pacjenta

W 2010 roku New England Journal of Medicine opublikował wpływowy artykuł Howarda Brody’ego, lekarza rodzinnego, a obecnie profesora etyki lekarskiej, w którym argumentował, że zawód lekarza ma obowiązek efektywnego wykorzystania zasobów służby zdrowia tak, aby jak największa liczba pacjentów mogła otrzymać optymalną opiekę zdrowotną.

Doktor Brody twierdził, że regionalne różnice w stosowaniu drogich badań i terapii wynikają z tego, że lekarze nie praktykują evidence-based medicine (medycyny opartej na dowodach).

Zasugerował również, aby każde stowarzyszenie specjalistyczne zidentyfikowało pięć kosztownych interwencji, które były powszechnie stosowane pomimo braku udokumentowanych korzyści dla pacjentów.

Doktor Howard Brody podał przykład, taki jak artroskopia stawu kolanowego wykonywana w chorobie zwyrodnieniowej. Procedura ta rzadko daje korzyści pacjentowi a mimo tego jest wykonywana przez ortopedów (wiele towarzystw ortopedycznych wymienia artroskopię stawu kolanowego w chorobie zwyrodnieniowej jako procedurę, której należy unikać).

Już w swoim artykule z 2010 roku doktor Brody przewidział przeszkody w implementowaniu list niepotrzebnych procedur medycznych. Szczególnie niepokoił go opór wśród lekarzy, spowodowany brakiem czasu na wyjaśnienie pacjentom szczegółów dotyczących postepowania medycznego. Obawiał się również, że lekarze będą twierdzić, że stan wiedzy jest niedostateczny, aby stwierdzić, czy procedura jest efektywna czy nie.

Późniejsze doświadczenia z „Choosing wisely” wykazały, że przeszkody istnieją na kilku poziomach i dotyczą kilku podmiotów w opiece zdrowotnej – lekarzy, pacjentów i decydentów – oraz że istnieje wiele przyczyn tych przeszkód.

To, że lekarze wykonują działania diagnostyczne i terapeutyczne bez udowodnionej korzyści dla pacjenta, aby uniknąć oskarżania przez pacjentów o błąd lekarski (defensive medicine), wydaje się powszechnym zjawiskiem i stanowi główną przeszkodę w „Choosing wisely”.

Pięć pytań, które każdy pacjent powinien zadać swojemu lekarzowi podczas konsultacji lekarskiej:

1. Czy rzeczywiście potrzebuję procedury medycznej?

2. Jakie są alternatywne działania?

3. Czy procedura medyczna jest niebezpieczna?

4. Co się stanie, jeśli nie podejmiemy działań medycznych?

5. Ile kosztuje procedura medyczna?