Choroby cywilizacyjne

Choroby cywilizacyjne, choroby stylu życia, choroby społeczne, tzw. epidemia XXI wieku – globalnie szerzące się, niezakaźne, wiązane z tzw. rozwojem cywilizacyjnym, prowadzące do niepełnosprawności i odpowiadające za ponad 80% przedwczesnych zgonów. Choroby cywilizacyjne nie dotyczą tylko osób w okresie przekwitania (menopauza, andropauza), osób starszych, ale diagnozuje się je coraz częściej już u dzieci.

Szacuje się, że jedynie 20% rodzin w Polsce spędza aktywnie wolny czas. 70% dzieci w Polsce wykazuje zbyt małą aktywnością fizyczną. W konsekwencji z danych epidemiologicznych wynika, że co drugi Polak umiera przedwcześnie z powodu chorób układu krążenia, a blisko 1/3 choruje    na choroby dietozależne.

Za indukcję chorób cywilizacyjnych w społeczeństwie odpowiedzialna jest:

  • niewystarczająca codzienna aktywność fizyczna. WHO określiła minimalną codzienną dawkę ruchu na 10 tys. kroków dla osoby pracującej fizycznie i 15 tys. dla pracującej umysłowo, minimalny ciągły czas aktywności fizycznej nie powinien być krótszy niż 60 – 90 min,
  • monotonna, źle zbilansowana dieta: bogata w energię, cukry, tłuszcze zwierzęce, sól, produkty wysoko przetworzone; uboga w warzywa (2/3 Polaków nie spożywa minimalnej zalecanej dobowej porcji warzyw) zawierające błonnik, witaminy i sole mineralne,
  • zanieczyszczenie środowiska (powietrza, wody, gleby),

Choroby cywilizacyjne:

  • choroby umysłowe: zaburzenia lękowe, depresja, otępienie, anoreksja, alkoholizm, narkomania.
  • choroby układu krążenia: choroba niedokrwienna serca, zawał mięśnia sercowego, choroba nadciśnieniowa, udar mózgu, zwężenie tętnic, tętniaki, miażdżyca.
  • niektóre choroby nowotworowe: rak sutka, rak macicy, rak gruczołu krokowego, rak trzustki, rak żołądka, rak jelita grubego.
  • otyłość i nadwaga.
  • cukrzyca insulinoniezależna, insulinooporność.
  • niektóre choroby układu pokarmowego: stany zapalne pęcherzyka żółciowego, kamica żółciowa, niektóre choroby trzustki, przewlekłe zaparcia, uchyłkowatość jelit, choroba wrzodowa żołądka i dwunastnicy choroba refluksowa przełyku, nieswoiste zapalne choroby jelit, kamica nerkowa.
  • nadwrażliwość pokarmowa, nietolerancja pokarmowa, alergia pokarmowa.
  • choroby układu oddechowego m.in. przewlekła obturacyjna choroba płuc, rak płuc, rak przełyku, nowotwory głowy i szyi, astma oskrzelowa.
  • alergie,
  • osteoporoza,
  • próchnica zębów.

Nieracjonalny styl życia prowadzący do przedwczesnej śmierci w wyniku chorób krążenia nazywany jest, spiralą śmierci jego przeciwieństwem jest spirala życia.

Wybierzmy spiralę życia i zacznijmy żyć aktywnie i odżywiać się zdrowo.

Czy masz jakiś pomysł, żeby nie zaliczać się do ludzi praktykujących siedzący tryb życia przesiadujących całymi dniami na jednym z trzech foteli : 1. fotelu w pracy, 2. fotelu w domu, 3. fotelu w samochodzie.

Choroby psychosomatyczne

„Smutek, który nie znalazł ujścia we łzach sprawia, że płaczą inne narządy”.

Henry Maudsley, brytyjski psychiatra żyjący w XIX wieku

Choroby psychosomatyczne – określenie na choroby somatyczne (fizyczne), w powstaniu których biorą istotny udział czynniki psychologiczne (głównie emocjonalne).

Psychosomatyka to sposób myślenia o tym, co łączy psychikę z somą, czyli, mówiąc bardziej poetycko, co łączy ciało z duszą. To pytanie zaprząta ludzkość od wieków. Zastanawiali się nad tym wybitni filozofowie, począwszy od Sokratesa.

Określenie psychosomatyczny wprowadził niemiecki psychiatra – Heinroth w 1818 roku.

Emocje przyczyniające się do powstania chorób psychosomatycznych to: sytuacje konfliktowe, frustracje czy gniew, zwłaszcza jeśli są tłumione i przeżywane wielokrotnie.

Amerykański psychiatra i psychoanalityk Franz Alexander twierdził, że problemy fizyczne są następstwem zdarzeń wywołujących emocje. Uważa się go za jednego ze współtwórców medycyny psychosomatycznej. Uważał on, że teoretycznie każda choroba jest psychosomatyczna, przy czym zaznaczał,  że każda z chorób psychosomatycznych może mieć inne czynniki przyczynowe je wyzwalające.

Choroby psychosomatyczne świadczą o tym, że ciało wariuje ze stresu. Członkowie szkoły psychoanalitycznej opracowali tak zwaną „chicagowska siódemkę”, czyli listę klasycznych chorób psychosomatycznych. Klasyczna „chicagowska siódemka” chorób somatycznych to:

  • astma oskrzelowa,
  • nadciśnienie tętnicze,
  • nadczynność tarczycy,
  • choroba wrzodowa żołądka i dwunastnicy,
  • choroba Crohna,
  • wrzodziejące zapalenie jelita grubego,
  • reumatoidalne zapalenie stawów.

Ta lista była w toku badań modyfikowana. Dodano migrenę, atopowe zapalenie skóry, niektóre postaci otyłości, chorobę niedokrwienną serca.

Każda z tych chorób może mieć podłoże psychiczne. Są ludzie, którzy zamiast przeżywać, chorują. Muszą znaleźć jakąś form wyrazu. Emocje to komunikaty i muszą znaleźć jakąś formę wyrazu. Jeżeli nie uda się na scenie psychicznej, będzie to teatr ciała.

Joyce McDougall, znana i ceniona psychoanalityczka, w książce „Teatry ciała”. Pisała na przykład o „psychosomatycznym sercu”, czyli o osobowości typu A predysponującej do chorób wieńcowych. Typ A to człowiek nastawiony od rana do wieczora do walki z całym światem. Na przykład, jakiś szczególnie wojowniczy, rywalizujący biznesmen, choć taka konstrukcję osobowości miewają oczywiście przedstawiciele rozmaitych zawodów. Taki człowiek jest impulsywny, gwałtowny, porywczy i przede wszystkim bardzo zachłanny. Jego osobowość sprawia, że serce jest bardzo obciążone.

Dlaczego niektórzy chorują zamiast przeżywać emocje? Joyce McDougall w „Teatrach ciała” przytacza historię pacjenta, który spowodował wypadek. Potrącił na pasach kobietę z wózkiem. Zapytany po tym zdarzeniu o samopoczucie odpowiedział, że ma się okej, bo był dobrze ubezpieczony. Po czym, po jakimś czasie, pojawiła się u niego łuszczyca, która opanowała skórę całego ciała. To właśnie przykład chorowania zamiast przeżywania.

Podobnie u innej pacjentki, która zachorowała na bardzo poważne zapalenie jelita grubego. Okazało się, że wcześniej w wypadku zginęli jej bliscy, a ona „postanowiła”, że musi się natychmiast po tej tragedii pozbierać, a nie trwać w żałobie. Oba te przypadki są ekstremalne, ale doskonale obrazują związek problemów natury psychicznej z chorobami ciała. Ciało jest w takim stopniu odcięte od psychiki, że kiedy pojawiają się jakieś uczucia, nie „idą” one przez psychikę, tylko od razu „uderzają” w ciało.

Przeżycie, które spotkało kobietę to była ucieczka od emocji w postaci nakazu: „Muszę się pozbierać!”. Jeśli kobieta zareagowała tak dlatego, że straszliwa trauma, której doświadczyła, w pewnym sensie przerosła jej możliwości psychiczne, to potrzebuje pomocy w przeżyciu żałoby. Może to być pomoc terapeutyczna, a czasami wystarczy mądre wsparcie ze strony najbliższych.

Psychoanalitycy w toku badań odkryli, że istnieje pewien rodzaj konstrukcji psychicznej, która sprawia, że jej posiadacz, mówiąc obrazowo, podatny jest na chorowanie zamiast przeżywania. Gdy ta podatność skrajnie się nasili, nazywamy to aleksytymią. To określenie zaczerpnięto z greckiego, oznacza „brak słów dla uczuć”. W przypadku mniej skrajnych mówimy o skłonności do somatyzacji albo do skłonności psychosomatycznej.

Wszyscy mamy skłonność do somatyzacji. Innymi słowy mamy jakieś nawykowe sposoby radzenia sobie z trudnościami – i wewnętrznymi, i zewnętrznymi. Gdy te sposoby zawiodą, na przykład dlatego, że zmagamy się z wyjątkowo stresująca sytuacją, wtedy uaktywnia się taki archaiczny, niemowlęcy sposób „przeżywania” emocji, czyli somatyzacja – albo odbywają się przedstawienia w teatrze ciała, jak powiedziałaby Joyce McDougall. O aleksytymii mówimy, gdy człowiek zastępuje objawami fizycznymi w zasadzie każdą emocję – zarówno nieprzyjemną jak i przyjemną. Taki człowiek może być bardzo sprawny intelektualnie, ale nie potrafi używać umysłu do rozumienia swoich emocji i do myślenia o nich. Gdy na horyzoncie pojawi się choćby zapowiedź uczuć, on rozpoznaje w tym groźbę utraty tożsamości, wznosi więc mury obronne i nie wpuszcza tych przeżyć do swego świata wewnętrznego.

Warto przyglądać się temu, od czego szczególnie gorliwie uciekamy. Poza tym, w różnym stopniu potrafimy używać umysłu do radzenia sobie z emocjami. Unikamy ich zresztą, nie tylko somatyzując. Ciało jest takim ostatnim krzykiem, po drodze są jeszcze inne formy robienia wszystkiego, aby tylko nic nie poczuć, nie doświadczyć bólu psychicznego. Można się uzależnić, praktycznie od wszystkiego – od substancji, od pracy, od seksu, od ludzi używanych wyłącznie jako obiektu do zaspokajania własnych pragnień. Kiedy tylko pojawia się prawdopodobieństwo, że trzeba będzie coś „przeżyć”, poczuć, pracoholik rzuca się w wir zawodowych obowiązków, seksoholik szuka kolejnego romansu itd.

Osoby podatne na zaburzenia psychosomatyczne to nie są hipochondrycy! To są choroby realne, a nie wymyślone. Ale warto przyjrzeć się temu, jak chorujemy i kiedy chorujemy – zwłaszcza jeśli pewne dolegliwości się często powtarzają. Czy to nie jest tak, że choroba, jej nawroty pojawiają się w określonych momentach naszego życia, że zwykle coś je poprzedza. Można zapytać siebie: „Czego nie chcę przeżywać, przed czym uciekam?”. Właśnie taki wgląd w siebie jest najważniejszy. Chodzi o wsłuchanie się w to, co nasze ciało, chorując, próbuje zakomunikować. Jeżeli tego nie słyszymy, to ono musi krzyczeć coraz głośniej. To oczywiście jest bardzo trudne, no bo jak przyjrzeć się temu, przed czym się ucieka, czego się unika. Dlatego czasem, kiedy jakieś choroby rzeczywiście często nas dręczą i podejrzewamy, że może to mieć związek z tym, jak radzimy sobie – albo raczej jak nie radzimy – z pewnymi emocjami, warto poszukać pomocy psychoterapeutycznej. Henry Maudsley, żyjący w XIX wieku słynny brytyjski psychiatra, powiedział: „Smutek, który   nie znalazł ujścia we łzach sprawia, że płaczą inne narządy”.

Kan man ta en Alvedon så kan man ta vaccin

Strax före nyår kom jag hem från en nattjour. Sjukhuset var sprängfyllt och på iva låg covid-patienter i långa rader. När jag kom hem såg jag en artikel om någon som aldrig tänkte vaccinera sig mot covid för att hen var skeptisk mot vaccin. Just då ringde lokaltidningen och frågade vilken lag jag skulle vilja införa om jag var kung för en dag. Jag drämde till med att det borde finnas en lag om att ifall man blir erbjuden covidvaccin måste man tacka ja, annars får man ingen vård om man blir sjuk i covid, för då får man stå sitt kast.

Det blev ett himla liv.

Jag tänkte att folk borde kunna läsa mellan raderna och förstå att jag inte menade att vi ska neka folk vård, utan att vi ska vaccinera oss. Så jag skrev      ett förtydligande.

Det blev ett himla liv igen. Mycket stöd, men även hätska kommentarer, arga meddelanden och mejl, skrivna i versaler.

Då blev jag förvånad på riktigt. För jag hade trott att vaccinationsmotståndarna var väldigt få, och mestadels foliehattar och konspirationsteoretiker. Men plötsligt förstod jag att ett icke försumbart antal svenskar inte tänkte vaccinera sig mot covid.

Vaccinationsmotstånd är inget nytt. Redan i början av 1800-talet, strax efter att Edward Jenner hade gjort den första vaccineringen mot smittkoppor, uppstod ett motstånd. Kyrkan var kritisk. Att injicera ämnen från djur (kokoppor) var bestialiskt, och man ifrågasatte även Guds vilja: Om Gud vill att ett barn ska dö på tisdag i smittkoppor, så ska människor inte hindra det. Men även vissa läkare såg sin verksamhet med att variolisera (en äldre form av immunisering) hotad.

Men det var ju för 200 år sedan. Nu är vi klokare! Nja. Enligt en Sifoundersökning i december tänker 14 procent av vuxna svenskar inte vaccinera sig mot covid. 14 procent! Det är en miljon människor!

Så varför är så många tveksamma till covidvaccinet? Narkolepsifallen från svininfluensavaccineringen är självklart en faktor. Man tänker: ”Varför ska jag riskera biverkningar av ett snabbt framtaget vaccin?” Och står valet mellan vaccinbiverkningar och att vara frisk, så är valet lätt.

Men det är fel. För i vågskålarna ligger inte biverkningsrisk eller frisk, i vågskålarna ligger biverkningsrisk eller iva-vård. Men det är inte så lätt att förstå om man inte sett en iva där patienter ligger i långa rader. Man kan bråka om procenten, men faktum är att risken för att bli alvarligt sjuk av covid är större än risken för att bli allvarligt sjuk av covidvaccinet. Punkt.
Och sedan har vi även den där omoderna tanken att göra något som inte bara är för en själv, utan för andra. För faktum är ju att om tillräckligt många vaccinerar sig, så hjälps vi åt att skydda dem som inte kan vaccinera sig. Att ta en för laget. Men den tanken vågar man ju knappt vädra offentligt.
För mig så kan folk tjata sig blåa om att allt ska vara frivilligt och att man måste ta folks oro på allvar, men sluta dalta! Om man kan ta en Alvedon så kan man ta vaccin.
Vaccin är den medicinska uppfinning som har räddat flest liv i världshistorien. Ta en för laget!

Henrik Widegren, foniater vid Skånes Universitetssjukhus, Gästkrönika, Dagens Medicin Nr 11/21, Onsdag 17 Mars.

Chorzy ze stresu. Problemy psychosomatyczne. Lecząc psychikę, możemy leczyć ciało.

Choroby psychosomatyczne chorobami XXI wieku?

Choroby psychosomatyczne chorobami XXI wieku? Wydaje się, że umysł i ciało tworzą absolutną symbiozę. Jeśli masz zdrowy umysł, to i twoje ciało ma się dobrze. I odwrotnie, kiedy ciało jest zdrowe, to i umysł ma się dobrze. Jednak wśród nas żyją ludzie – nazywam ich „ludźmi wyzwań” – u których opisana zależność nie występuje. To paradoks XXI wieku. W jakim punkcie medycyny jesteśmy?

W ciągu ostatnich trzydziestu lat, tak jak w dziedzinie informatyki, również w medycynie dokonała się wielka rewolucja. O ile ta pierwsza była na ustach całego świata, druga rozgrywała się w cieniu. Przykłady na potwierdzenie tego stanu rzeczy można mnożyć… W tym samym roku, 1992, w którym wysłano pierwszego SMS-a, powstała szczepionka przeciw wirusowemu zapaleniu wątroby typu A. Kiedy w 1998 roku zamieniliśmy kasety VHS na płyty DVD, James Thomson nazywany „pionierem biologicznego kreacjonizmu”, wyizolował komórki macierzyste. W 2005 roku pokolenie Y żyło serwisem YouTube, a świat medyczny oklaskiwał pierwszą częściową transplantację twarzy. Kiedy w 2007 roku marzyliśmy o iPhonie Steve´a Jobsa, dla pacjentów ze zwyrodnieniem siatkówki pojawiła się nadzieja w postaci protezy wzrokowej, którą było bioniczne oko Argus II.

To jednak nie wszystko. W ciągu ostatnich trzech dekad wynaleziono nowe szczepionki, nowe antybiotyki i nowe narzędzia diagnostyczne. Czas pozwolił nam także zrewidować niektóre teorie. Okazało się, że wielu noblistów zostało nagrodzonych przez pomyłkę, a właściwie dlatego, że ich idee na ówczesne czasy były rewolucyjne i wydawały się wiarygodne. I tak w 1959 roku Severo Ochoa de Albornoz i Arthur Kornberg otrzymali Nagrodę Nobla za nieprawdziwą interpretację naszej dziedziczności. Według ich oceny enzym polinukleotyd fosforylazy był odpowiedzialny za produkcję RNS, w rzeczywistości jest to enzym polimeraza RNA. Jak widać, dzisiejsza medycyna zaprzecza temu, co naukowcy wymyślili wcześniej. Dzięki rozwojowi nowych technologii medycyna wymagała od lekarzy wąskich specjalizacji. Tylko wtedy można było dogłębnie i perfekcyjni opanować przynajmniej jej część. Powstały biotechnologia, biofizyka, inżynieria genetyczna – zupełnie nowe dziedziny związane ze zjawiskami chemicznymi i genetycznymi zachodzącymi w komórce. Zostaliśmy z nimi skonfrontowani podczas ostatniej pandemii COVID-19. Codziennie, od rana do wieczora, media pokazywały nam kolorowe obrazy wirusa SARS-Cov-2 przypominające kosmiczny pojazd z Gwiezdnych wojen George´a Lucasa. Biotechnolodzy na całym świecie prześcigali się w dokładnym poznaniu jego budowy, a szczególnie enzymów umożliwiających transport wirusa do ludzkiej komórki, a w zasadzie jądra, oraz procesów transkrypcji RNA i możliwości jej zahamowania.

Oczy otworzyła nam również genetyka i powiedziała wiele o procesach zmian w chromosomach, ich wpływie na choroby i dziedziczenie. Medycyna odkrywa wciąż nowe enzymy, hormony, cytokiny, bada mechanizmy chorób genetycznych i autoimmunologicznych. Do tych nowo poznanych patomechanizmów chorób firmy farmaceutyczne równolegle dostosowują nowe leki i szczepionki. Rewolucją w dziedzinie farmakoterapii są leki biologiczne, które mogą naśladować funkcje prawidłowych białek ludzkich i działają na poziomie mitochondriów w DNA komórki. Zaczęła się nowa era leczenia przyczynowego chorób, a nie – jak miało to miejsce dotąd – leczenia ich skutków lub tylko łagodzenia objawów. W XXI wieku pojęliśmy, że nowoczesna medycyna zmienia się już na najbardziej pierwotnym poziomie relacji lekarz-pacjent. Pomiędzy tymi dwiema osobami musi znaleźć się miejsce na empatię> bariery po obu stronach powinny zniknąć. Kiedy relacja stanowi układ przyjacielski, pozwala lepiej zrozumieć człowieka, poznać jego psychikę, która odgrywa ogromną rolę w diagnostyce i leczeniu chorób. Dystans nie pomaga „wejść” w sytuację człowieka i poznać jego schorzenia do końca. Jeśli nie zbliżymy się do pacjenta, nie odkryjemy wielu chorób, które bardzo często mają w obecnych czasach źródło w sferze psychicznej człowieka i w jego sytuacji życiowej.

Zadajmy sobie kluczowe pytanie: czy lecząc psychikę, możemy również leczyć ciało, albo czy lecząc ciało, możemy poprawić kondycję psychiczną? Nie jest to łatwe. Z jednej strony nie ulega wątpliwości, że człowiek stanowi całość. Potrafi nawet sam wyleczyć pewne swoje dolegliwości, ale istnieją również takie choroby psychosomatyczne, w których przypadku głowa nie jest w stanie zapanować nad ciałem. To współczesny paradoks. Powinniśmy powiedzieć, że umysł i ciało pozostają w absolutnej symbiozie – jeśli mamy zdrowy umysł, to i ciało ma się dobrze. Na to wskazuje logika. Jednak w XXI wieku u ludzi, których nazywam „ludźmi wyzwań”, występuje nowy typ chorób zwanych psychosomatycznymi. W których opisana zależność nie ma zastosowania. Ludzki mózg, który każdego dnia przyswaja 34 gigabajty informacji – odpowiednik 100 tysięcy słów, nie jest w stanie zapanować nad ciałem. To tutaj zawiesza się, przegrzewa i resetuje. Musimy pamiętać, że każdy z nas tylko do pewnego momentu zachowuje kontrolę nad swoim ciałem i psychiką, a stres, którego doświadcza „człowiek współczesny”, sprawił, że granica między kontrolą a jej utratą jest cieńsza niż kiedykolwiek.

Niektórzy z nas zbyt wysoko stawiają sobie poprzeczkę – wdrapują się po szczeblach kariery w korporacjach, przejmują firmy po rodzicach lub od zera zakładają własne biznesy. To są ci młodzi i ambitni, którzy ciągle prą do przodu. Wielu z nich pracuje w dziedzinie IT, zajmuje się nowymi przekaźnikami wiedzy informatycznej, są wśród nich też prezesi i przedsiębiorcy. No właśnie – „ludzie wyzwań”, czyli elity, ale w szerokim pojęciu. Z różnych pięter korporacji. Większość z nich dopiero zaczyna i marzy o karierze, czyli są to tzw. Orki. Ci którymi inni orzą. Żądne uznania „orki” pną się coraz to wyżej i wyżej, a przy tym najbardziej cierpią. Korporacje działają na nich morderczo. Jeszcze w XIX wieku ludzie od rana do wieczora pracowali przy taśmie produkcyjnej. Może to było nudne i monotonne, ale nie tak obciążające. Dzisiaj jeden pracownik ma dziesięć taśm do obsłużenia, a one muszą się ze sobą zgrać. Przy wykorzystaniu komputera musi kontrolować cały proces produkcji, co przekłada się na duże obciążenie umysłu i zmysłów. Kiedy naszym światem całkowicie będzie rządzić sztuczna inteligencja, psychosomatyka przestanie być elitarna. Stanie się chorobą powszechną…

Do tej pory chorobami cywilizacyjnymi nazywaliśmy nadciśnienie, otyłość i cukrzycę. Teraz dołączyły do nich nowe, które nazywam: „chorobami wyzwań”. Z chorobami cywilizacyjnymi mają jednak wspólny mianownik: są związane ze zmianą naszego stylu życia. Z tym, że staliśmy się pokoleniem trzech krzeseł: biurowego, samochodowego i fotela przed telewizorem, a nasza dieta bazuje na produktach pełnych konserwantów, hormonów, wypełniaczy, które zmieniają mikroflorę jelitową. W obecnych czasach większość z nas, zaczynając od pani na poczcie, po prezesa firmy, kojarzy swoje miejsce pracy z siedzeniem przed laptopem. Żywienie hybrydowe to kolejny kataklizm. Skąd nasz organizm ma mieć enzymy trawienne na emulgator E325 (mleczan sodu)? To my wymyśliliśmy dodatek do żywności konserwujący mięso, nie zrobiła tego natura. To dlatego tak wielu z nas ma problemy z trawieniem. Wątroba sztucznych dodatków nie przerobi, a nerka ich nie przefiltruje. Nie rozłoży do końca leków i suplementów diety, których nadużywamy. Będą się więc, nieprzetworzone, gromadziły we krwi działając toksycznie na cały organizm. A obciążona wątroba, pracując wolniej, zacznie się otłuszczać. I powstanie kolejny problem.

Medycyna próbuje przyjść nam z pomocą – opracowywane są najnowsze leki zwane biologicznymi. Są pierwszymi, które mają zdolność wnikania w strukturę komórki, w jej mitochondria, a konkretnie w strukturę DNA. Zaszliśmy tak daleko, że te leki działają selektywnie. Z każdym rokiem powstaje około dziesięciu nowych medykamentów tego typu. Dopasowywane są do przeciwciał produkowanych przez organizm w chorobach z autoagresji. Czyli autoimmuniologicznych, w których nasz układ immunologiczny, zamiast walczyć ze światem zewnętrznym> z bakteriami, wirusami, alergenami czy innymi toksynami, walczy z samym sobą. To kwadratura koła.

Nadal nie znamy odpowiedzi na podstawowe pytanie: dlaczego. Dlaczego w przebiegu reumatoidalnego zapalenia stawów tworzymy przeciwciała przeciw własnym stawom? Albo dlaczego organizm chorych na bielactwo produkuje przeciwciała przeciwko własnemu barwnikowi skóry – melaninie. Wreszcie: dlaczego łuszczyca pojawia się po silnym przeżyciu emocjonalnym? Coraz więcej naukowców przychyla się do tezy, że choroby z autoagresji mogą mieć związek z naszym stylem życia. Stres wywrócił ludzkie życie do góry nogami, a nas, lekarzy, zmusił do nowego holistycznego spojrzenia na pacjenta. W końcu psyche i soma są ze sobą nierozerwalnie związane i wzajemnie na siebie wpływają, a ich oddziaływania kierują się prawami nowej cywilizacji.

Ewa Kempisty-Jeznach. „Chorzy ze stresu. Problemy psychosomatyczne”, Warszawa 2021.

Wielkie znaczenie kościoła

Pewnego razu młoda mama zapytała swoje dziecko, czy wie, co to jest kościół. Z wielkim uśmiechem dziecko odpowiedziało, że jest to miejsce, gdzie mieszka Bóg.

Dziecięce pojęcie tego, że Bóg mieszka w jakimś jednym, materialnym miejscu było oczywiście nieprawdziwe. Nie mniej jednak jego stwierdzenie było bardzo głębokie: Bóg rzeczywiście mieszka w kościele – zbiorowości tych wszystkich, którzy wierzą w Jezusa Chrystusa i przyjęli Go jako swego Zbawiciela i Pana.

W szerokim biblijnym sensie, kościół jest ciałem Chrystusa – zbiorem wierzących chrześcijan wszystkich czasów, na całym świecie, związanych ze sobą przelaną krwią Chrystusa i Jego obecnością jako Tego, który zmartwychwstał.

W naszych lokalnych kościołach odgrywamy ważną rolę w ciele Chrystusa.  Bóg pragnie, abyśmy współpracowali tak, by ciało Chrystusa mogło bardziej skutecznie służyć innym.

Kościół jest również jednością w Duchu Świętym. Pomimo tego, że doktrynalne różnice często dzielą poszczególne grupy chrześcijan, to jednak są one zjednoczone poprzez fakt, że Jezus zapłacił karę za nasze grzechy umierając na krzyżu i zmartwychwstając. Dzięki temu zostaliśmy pojednani z Bogiem. 

Terenem misyjnym kościoła jest cały świat. Kiedy ziemska misja naszego Pana została zakończona, dał On polecenie, aby kościół zaniósł Dobrą Nowinę na cały świat. Kiedy dzielimy się naszą wiarą, pomagamy wypełnić to polecenie, nazywane również Wielkim Posłannictwem.

Jestem przekonany, że właściwe zrozumienie tego, czym jest kościół i jak on funkcjonuje, jest ważne, jeśli mamy być owocnymi uczniami Chrystusa.

Jakiś czas temu rozmawiałem w samolocie z pasażerem siedzącym obok mnie. W miarę, jak nasza rozmowa się rozwijała, on stawał się coraz bardziej serdeczny i uprzejmy. I wtedy zapytałem: ”Gdzie jesteś na twojej drodze duchowej?”.

Wtedy niespodziewanie mój rozmówca przyjął postawę obronną. ”Nachodziłem się wystarczająco do kościoła, kiedy byłem chłopcem. Czy uwierzysz, że byłem zaciągany tam co najmniej 3 razy w tygodniu? Co niedzielę rano i wieczorem, a oprócz tego jeszcze w każdą środę wieczorem. Dawno temu zdecydowałem, że jak tylko dorosnę, nigdy w życiu nie pójdę do kościoła”.

”Czy chciałbyś żyć w społeczeństwie, w którym nie ma kościoła?” – zagadnąłem.

Spuścił głowę i zamilkł na kilka chwil, po czym odparł: ”Nie, nie chciałbym tego”.

Wtedy spojrzałem mu prosto w oczy i powiedziałem ostro: ”Jesteś darmozjadem!”.

Natychmiast się zdenerwował i zapytał niecierpliwie: ”Co masz na myśli, mówiąc to?”.

”To proste. Chcesz doświadczać wszystkich korzyści, jakie daje obecność kościoła, ale nie chcesz ponosić żadnych kosztów”.

Po chwili uśmiechnął się, spojrzał znów na mnie i powiedział: ”W najbliższą niedzielę będę w kościele po raz pierwszy od 25 lat!”.

Zanim zostałem chrześcijaninem, wierzyłem, że kościół jest pełen hipokrytów. Teraz odkryłem, że wielu ludzi chodzi do kościoła nie dlatego, że są doskonali, ale dlatego, że potrzebują pomocy. Kościół więc, mówiąc językiem świata biznesu, jest zakładem naprawczym, a nie sklepem. Nie jest doskonały, ale jest miejscem, które oferuje nadzieję i uzdrowienie dla każdej kultury i każdej społeczności.

Bodybuilding na hormonach

Steroidy anaboliczno-androgenne

Steroidy anaboliczno-androgenne (SAA) nazywane zwykle sterydami anabolicznymi – steroidy pochodzenia naturalnego lub syntetycznego. Przykładem naturalnego sterydu anabolicznego jest testosteron, który w organizmie pełni rolę męskiego hormonu płciowego.

W 1939 roku odkrywcom testosteronu przyznano Nagrodę Nobla w dziedzinie chemii.

SAA mają działanie anaboliczne :

  • Wzrost tempa przyrostu masy, siły i wytrzymałości mięśni,
  • Wzrost tempa przyrostu kości,
  • Zwiększona produkcja krwinek czerwonych.

SAA wpływają na różnicowanie płciowe:

  • Wzrost rozmiarów klatki piersiowej u chłopców oraz piersi i bioder u dziewcząt,
  • Wzmożony przyrost owłosienia całego ciała u mężczyzn i sfer erogennych u kobiet,
  • Wzrost rozmiarów prącia i łechtaczki u dzieci,
  • Efekty mutacji u chłopców.

Oprócz sterydów anabolicznych za doping farmakologiczny uważa się stosowanie:

  • Suplementów – skoncentrowanych preparatów zawierających aminokwasy, a także „końskich” dawek witamin zwłaszcza grupy B,
  • Stymulantów takich jak amfetamina, ekstazy.
  • Hormonów pobudzających wzrost erytrocytów takich jak erytropoetyna,
  • Tradycyjnych substancji pobudzających, takich jak: kawa czy Coca Cola.

Sportowcy muszą bardzo uważać jakie leki stosują. Na przykład zwykły syrop na kaszel może zawierać efedrynę lub pseudoefedrynę, substancje pobudzające zakazaną na zawodach.

Sterydy anaboliczne stosuje się w medycynie w niektórych ściśle ograniczonych przypadkach.

Używanie sterydów anabolicznych przez osoby uprawiające sport czysto rekreacyjnie wciąż nie jest w większości krajów zabronione.

SAA były często stosowane przez sportowców jako forma nielegalnego chemicznego dopingu. W przeszłości ich stosowanie nie było zabronione.

W połowie lat 90. XX wieku, władze Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego całkowicie zabroniły stosowania w oficjalnym sporcie sterydów anabolicznych.

Istnieją jednak zawodowe dyscypliny sportowe, w których nie istnieje kontrola antydopingowa (np. zawodowy boks amerykański, zawodowa kulturystyka).

W trakcie Mistrzostw Świata w Podnoszeniu Ciężarów w 1954 roku sowieccy atleci otrzymywali syntetyczną pochodną testosteronu. W tym czasie nie było to jeszcze nielegalne. W zawodach tych sportowcy z ZSRR zdeklasowali przeciwników, otrzymując większość złotych medali oraz bijąc kilka rekordów świata.

W latach 60. XX wieku firma farmaceutyczna CIBA rozpoczęła produkcję syntetycznej pochodnej testosteronu Dianabol. Specyfik ten w slangu zawodników sportów siłowych był nazywany „Śniadaniem Mistrzów” i był regularnie spożywany przez olbrzymią większość sportowców osiągających znaczące sukcesy w ciężkiej atletyce w latach 1960-1969. W 1969 roku został on oficjalnie zakazany przez większość federacji atletycznych

W ostatnich latach obserwuje się wzrost używania sterydów anabolicznych przez ludzi uprawiających sport rekreacyjnie. Dotyczy to zwłaszcza mężczyzn  w wieku 17-35 lat korzystających z treningów na salach gimnastycznych. Efektowny bodybuilding na sterydach poprawia młodym mężczyznom samoocenę, kiedy ich mięśnie szybko przybierają na masie, a ich muskularne sylwetki są obiektem podziwu kolegów i koleżanek.

Niestety, oprócz efektów anabolicznych, sterydy anaboliczno-androgenne maja również efekt androgenny. 

SAA mają wiele poważnych objawów ubocznych:

  • Psychiczne: agresja, depresja, lęki, bezsenność, psychozy.
  • Fizyczne: trądzik, ginekomastia, impotencja, zanik jąder, zmniejszenie produkcji spermy i związana z tym bezpłodność u mężczyzn, u kobiet zaburzenia miesiączkowania, wzmożone owłosienie na ciele w tym na twarzy, wypadanie włosów, niski głos u kobiet, zaburzenia miesiączkowania i płodności.

Z powodów wymienionych powyżej, w wielu krajach używanie sterydów anabolicznych jest prawnie zabronione. W Szwecji produkcja, posiadanie, sprzedaż i stosowanie sterydów anabolicznych grozi karą grzywny a nawet więzieniem, a wykrycie w moczu metabolitów SAA skutkuje zatrzymaniem prawa jazdy.

Health literacy & celemedycyna

Health literacy

Literacy po angielsku oznacza umiejętność czytania i pisania. Wyrazem przeciwstawnym, czyli antonimem dla literacy jest analfabetyzm.

Jeśli jesteśmy kompetentni w zdrowiu i medycynie to znaczy, ze potrafimy poszukiwać, rozumieć, przyswajać i wartościować informacje na tematy zdrowia i medycyny.

Rezultatem kompetencji zdrowotnych jest racjonalne korzystanie ze służby zdrowia oraz mniejsze ryzyko medykalizacji problemów pacjenta.

Ludzie kompetentni w sprawach zdrowia podejmują decyzje w życiu codziennym, których celem jest zachowanie zdrowia oraz poprawa jakości         i długości życia.

Trzy wymiary kompetencji zdrowotnych:

  1. Funkcjonalny
  2. Komunikacyjny
  3. Krytyczny

Funkcjonalny to znaczy ze potrafimy używać przepisane leki według zaleceń lekarza czy wskazówek farmaceuty.

Komunikacyjny wymiar oznacza ze potrafimy używać nowej terminologii medycznej oraz przyswajać wiedze dotyczącą tematów zdrowia.

Krytyczny wymiar oznacza  umiejętność rozumienia, interpretowania, analizowania, wartościowania i wybierania adekwatnych informacji dotyczących tematów zdrowia.

W Szwecji jako pierwszym kraju na świecie wprowadzono w szkołach obowiązkową edukację seksualną w roku 1955.

Natomiast w Finlandii w roku 2004 – w pierwszym kraju na świecie – wprowadzono obowiązkowy przedmiot w szkole podstawowej hälsokunskap, czyli wiedzę o zdrowiu – naukę o zdrowiu. To była odpowiedź władz fińskich  na wzrost ilości chorób somatycznych i psychicznych wśród fińskiej młodzieży.   W efekcie spadła ilość aborcji i chlamydiozy jako wynik edukacji seksualnej. Zmniejszyła się też wśród młodzieży ilość pijących alkohol i palących papierosy.

Celebrytyzacja medycyny

Kim jest celemedyk? Cześć celebrytów i influencerów wypowiada się na prawie każdy temat. Zabierają głos w sprawach istotnych dla odbiorców, a skoro dla ogromnej części społeczeństwa zdrowie stanowi jedną z najważniejszych wartości trudno się dziwić, że szeroko rozumiana medycyna stała się obiektem zainteresowania osób świata show-biznesu.

Podpowiadają, jak zachować dobrą kondycję fizyczną i psychiczną, co jest zdrowe, a co nie, co jeść, aby mieć fantastyczną sylwetkę, czego unikać w trosce o cerę, jak leczyć raka i w jaki sposób skutecznie walczyć z innymi, nie mniej poważnymi chorobami, nie wspominając o mało znaczących dolegliwościach. W ostatnich miesiącach udzielali rad, co robić, żeby nie zarazić się koronawirusem. Dzielili się także opiniami, czy przeciwko covid-19 warto się zaszczepić.

Niektóre gwiazdy show-biznesu stają się, przynajmniej od czasu do czasu celemedykami, a to, o czym wtedy mówią i piszą, to celemedycyna (choć oczywiście ich wypowiedzi mają niewiele wspólnego z prawdziwą medycyną).

Gwiazda wie lepiej

Jako że wśród celebrytów są m.in. aktorki, piosenkarze, modelki czy uczestnicy rozmaitych programów typu talent show, na pierwszy rzut oka wydaje się przekomiczne, że ktoś, kto zajmuje się głównie tańcem czy śpiewaniem albo jest znany tylko z brylowania na szklanym ekranie czy bycia twarzą znanych marek, z miną znawcy w dwie minuty objaśnia to, nad czym osoby analizujące przyczyny, przebieg i skutki jakiejś choroby spędziły połowę swojego życia, pisząc grube księgi. Uśmiech szybko znika, kiedy zdajemy sobie sprawę, że nie brakuje osób wierzących w teorie wygłaszane przez samozwańczych zdrowotnych pomagierów. Znane są przypadki pacjentów pozbawiających siebie szansy na skuteczną terapie, tracących zdrowie, a nawet życie, bo pozostawali pod wpływem opinii nie znajdujących potwierdzenia w żadnych badaniach naukowych, a czasami wręcz stojących z nimi w jaskrawej sprzeczności.

Celebrity-based medicine

Celebrity- based medicine nie może zastąpić evidence-based medicine, a intuicja niektórych celebrytów nie powinna zastępować lekarskiej wiedzy i wypierać z debaty publicznej wyników badan naukowych, które dowiedziono ponad wszelka wątpliwość. Innymi słowy, medycyna – tak, celemedycyna – nie.

Doktor Google

Choć w XXI wieku nie brakuje osób z wykształceniem wyższym, można odnieść wrażenie, ze powszechne jest nieodróżnianie faktów od opinii. Towarzyszy temu przeświadczenie, że luki w wiedzy (np. medycznej) łatwo da się nadrobić z pomocą wyszukiwarki internetowej, znajdując potrzebna informacje po parokrotnym kliknięciu myszka lub przesunięciu po ekranie smartfona.

Lwia część internautów robi to bez weryfikacji źródła, nie biorąc pod uwagę tego, ze za ułożenie stron w wyszukiwarce w określonej kolejności odpowiedzialny jest algorytm, który nie odróżnia treści wartościowych od plotek czy bredni. Można powiedzieć, ze w internecie trwa nieustanna wojna na wrażenia, a osoby zagubione w smogu informacyjnym często szukają wiedzy tam, gdzie jej po prostu nie ma. I nierzadko trafiają na wypowiedzi przedstawicieli celemedycyny wpływowych w przestrzeni publicznej.

To doskonale podglebie do celebrytyzacji medycyny, bo człowiek – istota skłonna z natury do ułatwiania sobie życia i chodzenia na skróty – na ogół nie będzie szukał prac kogoś, kto kilkanaście lub kilkadziesiąt lat poświecił na zdobywanie wyksztalcenia i wiedzy w danej dziedzinie, ale jest nam kompletnie nie znany, skoro w przystępny i krótki sposób ”to samo” zaserwuje ktoś, kogo lubimy i podziwiamy, komu ufamy. Celebrytom i influencerom przecież się ufa, nierzadko bardziej niż lekarzom.

Supergeneralister räddar liv

En stark primärvård räddar liv, menar Anna Stavdal, norsk allmänläkare och nytillträdd ordförande i den globala familjeläkarföreningen Wonca.

”Att vara läkare är aldrig bara en sak”, fortsätter Anna Stavdal. ”Som läkare, och särskilt som allmänläkare, har du flera olika roller. Alla krävs för att i slutändan faktiskt rädda liv.”

”Jag behöver tolka det patienten säger för att förstå symtomen, vad patienten oroar sig för och vad i deras livssituation som kan påverka deras hälsa. Jag behöver behandla, ge råd, informera och förskriva läkemedel. Jag behöver vara patientens medicinska koordinator och hjälpa denne att navigera i hälso- och sjukvårdsystemet och vid behov hänvisa till andra specialister eller professioner. Jag behöver lyssna och observera: vara ett bollplank för problem som kan påverka patientens hälsa.”

”Sjukvården går mot att vara en marknadsplats för hälsa där patienten direkt söker den specialistvård eller den medicin som denne anser sig behöva. Men frågan är om det här faktiskt är det bästa för hälsan? Sjukdom är en komplex fråga och utfallet beror på hur väl läkaren och patienten känner och förstår varandra. Ju bättre förhållande patienten har till sin läkare desto lägre dödlighet. Och det gäller för alla olika dödsorsaker”, enligt Anna Stavdal.

”Nyckeln i detta skulle kunna vara tillit: Patientens förtroende för läkaren och följsamhet till dennes råd, samt trygghet i att berätta och ge läkaren sin kompletta hälsostatus. En god och långvarig relation hjälper läkaren att se alla parametrar för att kunna ställa en korrekt diagnos. Häri ligger också nyckeln till framtidens hälso- och sjukvård och till bättre hälsa för alla medborgare”, avslutar Anna.

World Organization of Family Doctors, Wonca, samlar familjeläkare över hela världen. Wonca finns representerade i 131 länder och har fler än 500 000 medlemmar.

Louise Olheden, Just Nu, Dagens Medicin Nr 7/21, Onsdag 17 Februari.