„Smutek, który nie znalazł ujścia we łzach sprawia, że płaczą inne narządy”.
Henry Maudsley, brytyjski psychiatra żyjący w XIX wieku
Choroby psychosomatyczne – określenie na choroby somatyczne (fizyczne), w powstaniu których biorą istotny udział czynniki psychologiczne (głównie emocjonalne).
Psychosomatyka to sposób myślenia o tym, co łączy psychikę z somą, czyli, mówiąc bardziej poetycko, co łączy ciało z duszą. To pytanie zaprząta ludzkość od wieków. Zastanawiali się nad tym wybitni filozofowie, począwszy od Sokratesa.
Określenie psychosomatyczny wprowadził niemiecki psychiatra – Heinroth w 1818 roku.
Emocje przyczyniające się do powstania chorób psychosomatycznych to: sytuacje konfliktowe, frustracje czy gniew, zwłaszcza jeśli są tłumione i przeżywane wielokrotnie.
Amerykański psychiatra i psychoanalityk Franz Alexander twierdził, że problemy fizyczne są następstwem zdarzeń wywołujących emocje. Uważa się go za jednego ze współtwórców medycyny psychosomatycznej. Uważał on, że teoretycznie każda choroba jest psychosomatyczna, przy czym zaznaczał, że każda z chorób psychosomatycznych może mieć inne czynniki przyczynowe je wyzwalające.
Choroby psychosomatyczne świadczą o tym, że ciało wariuje ze stresu. Członkowie szkoły psychoanalitycznej opracowali tak zwaną „chicagowska siódemkę”, czyli listę klasycznych chorób psychosomatycznych. Klasyczna „chicagowska siódemka” chorób somatycznych to:
- astma oskrzelowa,
- nadciśnienie tętnicze,
- nadczynność tarczycy,
- choroba wrzodowa żołądka i dwunastnicy,
- choroba Crohna,
- wrzodziejące zapalenie jelita grubego,
- reumatoidalne zapalenie stawów.
Ta lista była w toku badań modyfikowana. Dodano migrenę, atopowe zapalenie skóry, niektóre postaci otyłości, chorobę niedokrwienną serca.
Każda z tych chorób może mieć podłoże psychiczne. Są ludzie, którzy zamiast przeżywać, chorują. Muszą znaleźć jakąś form wyrazu. Emocje to komunikaty i muszą znaleźć jakąś formę wyrazu. Jeżeli nie uda się na scenie psychicznej, będzie to teatr ciała.
Joyce McDougall, znana i ceniona psychoanalityczka, w książce „Teatry ciała”. Pisała na przykład o „psychosomatycznym sercu”, czyli o osobowości typu A predysponującej do chorób wieńcowych. Typ A to człowiek nastawiony od rana do wieczora do walki z całym światem. Na przykład, jakiś szczególnie wojowniczy, rywalizujący biznesmen, choć taka konstrukcję osobowości miewają oczywiście przedstawiciele rozmaitych zawodów. Taki człowiek jest impulsywny, gwałtowny, porywczy i przede wszystkim bardzo zachłanny. Jego osobowość sprawia, że serce jest bardzo obciążone.
Dlaczego niektórzy chorują zamiast przeżywać emocje? Joyce McDougall w „Teatrach ciała” przytacza historię pacjenta, który spowodował wypadek. Potrącił na pasach kobietę z wózkiem. Zapytany po tym zdarzeniu o samopoczucie odpowiedział, że ma się okej, bo był dobrze ubezpieczony. Po czym, po jakimś czasie, pojawiła się u niego łuszczyca, która opanowała skórę całego ciała. To właśnie przykład chorowania zamiast przeżywania.
Podobnie u innej pacjentki, która zachorowała na bardzo poważne zapalenie jelita grubego. Okazało się, że wcześniej w wypadku zginęli jej bliscy, a ona „postanowiła”, że musi się natychmiast po tej tragedii pozbierać, a nie trwać w żałobie. Oba te przypadki są ekstremalne, ale doskonale obrazują związek problemów natury psychicznej z chorobami ciała. Ciało jest w takim stopniu odcięte od psychiki, że kiedy pojawiają się jakieś uczucia, nie „idą” one przez psychikę, tylko od razu „uderzają” w ciało.
Przeżycie, które spotkało kobietę to była ucieczka od emocji w postaci nakazu: „Muszę się pozbierać!”. Jeśli kobieta zareagowała tak dlatego, że straszliwa trauma, której doświadczyła, w pewnym sensie przerosła jej możliwości psychiczne, to potrzebuje pomocy w przeżyciu żałoby. Może to być pomoc terapeutyczna, a czasami wystarczy mądre wsparcie ze strony najbliższych.
Psychoanalitycy w toku badań odkryli, że istnieje pewien rodzaj konstrukcji psychicznej, która sprawia, że jej posiadacz, mówiąc obrazowo, podatny jest na chorowanie zamiast przeżywania. Gdy ta podatność skrajnie się nasili, nazywamy to aleksytymią. To określenie zaczerpnięto z greckiego, oznacza „brak słów dla uczuć”. W przypadku mniej skrajnych mówimy o skłonności do somatyzacji albo do skłonności psychosomatycznej.
Wszyscy mamy skłonność do somatyzacji. Innymi słowy mamy jakieś nawykowe sposoby radzenia sobie z trudnościami – i wewnętrznymi, i zewnętrznymi. Gdy te sposoby zawiodą, na przykład dlatego, że zmagamy się z wyjątkowo stresująca sytuacją, wtedy uaktywnia się taki archaiczny, niemowlęcy sposób „przeżywania” emocji, czyli somatyzacja – albo odbywają się przedstawienia w teatrze ciała, jak powiedziałaby Joyce McDougall. O aleksytymii mówimy, gdy człowiek zastępuje objawami fizycznymi w zasadzie każdą emocję – zarówno nieprzyjemną jak i przyjemną. Taki człowiek może być bardzo sprawny intelektualnie, ale nie potrafi używać umysłu do rozumienia swoich emocji i do myślenia o nich. Gdy na horyzoncie pojawi się choćby zapowiedź uczuć, on rozpoznaje w tym groźbę utraty tożsamości, wznosi więc mury obronne i nie wpuszcza tych przeżyć do swego świata wewnętrznego.
Warto przyglądać się temu, od czego szczególnie gorliwie uciekamy. Poza tym, w różnym stopniu potrafimy używać umysłu do radzenia sobie z emocjami. Unikamy ich zresztą, nie tylko somatyzując. Ciało jest takim ostatnim krzykiem, po drodze są jeszcze inne formy robienia wszystkiego, aby tylko nic nie poczuć, nie doświadczyć bólu psychicznego. Można się uzależnić, praktycznie od wszystkiego – od substancji, od pracy, od seksu, od ludzi używanych wyłącznie jako obiektu do zaspokajania własnych pragnień. Kiedy tylko pojawia się prawdopodobieństwo, że trzeba będzie coś „przeżyć”, poczuć, pracoholik rzuca się w wir zawodowych obowiązków, seksoholik szuka kolejnego romansu itd.
Osoby podatne na zaburzenia psychosomatyczne to nie są hipochondrycy! To są choroby realne, a nie wymyślone. Ale warto przyjrzeć się temu, jak chorujemy i kiedy chorujemy – zwłaszcza jeśli pewne dolegliwości się często powtarzają. Czy to nie jest tak, że choroba, jej nawroty pojawiają się w określonych momentach naszego życia, że zwykle coś je poprzedza. Można zapytać siebie: „Czego nie chcę przeżywać, przed czym uciekam?”. Właśnie taki wgląd w siebie jest najważniejszy. Chodzi o wsłuchanie się w to, co nasze ciało, chorując, próbuje zakomunikować. Jeżeli tego nie słyszymy, to ono musi krzyczeć coraz głośniej. To oczywiście jest bardzo trudne, no bo jak przyjrzeć się temu, przed czym się ucieka, czego się unika. Dlatego czasem, kiedy jakieś choroby rzeczywiście często nas dręczą i podejrzewamy, że może to mieć związek z tym, jak radzimy sobie – albo raczej jak nie radzimy – z pewnymi emocjami, warto poszukać pomocy psychoterapeutycznej. Henry Maudsley, żyjący w XIX wieku słynny brytyjski psychiatra, powiedział: „Smutek, który nie znalazł ujścia we łzach sprawia, że płaczą inne narządy”.